Skip to main content


© The Gospo’s

CiekawostkiEmigracja i życie w Australii

Druga strona medalu. Za co nie lubię Australii?

By 23 marca, 202339 komentarzy
Druga strona medalu. Za co nie lubię Australii?

Czy Australia to kraj, którym trzeba się tylko zachwycać? Za co można nie lubić Australii i dlaczego życie tu potrafi wkurzać?

Pierwszą wersję tego artykułu napisałam po kilku latach mieszkania w Australii. Potem pojawiła się kolejna. Wśród jedenastu rzeczy, za które nie lubię Australii, wymieniłam wtedy: dystans i różnicę czasu, zamiatanie problemów pod dywan, wszechobecne reguły i zakazy, problemy z nawiązywaniem przyjaźni, drożyznę, niezdrowe jedzenie, język i akcent, alkohol dostępny tylko w monopolowym, domy bez ogrzewania, niechlujstwo oraz Boże Narodzenie latem.

Byłam pewna, że do wielu rzeczy nie przywyknę i nigdy ich nie zaakceptuję. O innych pisałam z przymrużeniem oka.

Oczywiście tekst ten (zarówno w pierwszej, jaki i drugiej wersji) przez niektórych został odebrany, jako bezczelny atak na raj na ziemi. „Wracaj do Polski Julia, jak ci nie pasuje”, zagrzmiało w komentarzach. To reakcje zupełnie niestosowne, ponieważ każdy ma prawo do swojego zdania i wypowiadania się na temat miejsca, w którym mieszka, czyż nie?

Australia to kraj, o którym marzy wielu. Z jej piękną przyrodą, przyjaznym społeczeństwem i wysokim standardem życia staje się idealnym kierunkiem podróży i emigracji. Tylko że po pierwsze to raju nie ma, a po drugie wszyscy jesteśmy inni — wrażliwi inaczej, wymagający inaczej, funkcjonujący inaczej.

Znam Australię. Mieszkam tu od ponad 10 lat, a na karku mam prawie 40. Lubię zachwycać się jak dziecko. Nie udaję jednak, że coś mnie zachwyca tylko dlatego, że takie jest powszechne zdanie. Jeśli zaglądacie na tego bloga dłużej, na pewno wiecie o mojej szczerości. Jeśli jesteście tu po raz pierwszy i trafiliście akurat na ten tekst — musicie wiedzieć, że nie patrzę na życie przez różowe okulary i nie boję się nie zgadzać. Mam też dosyć specyficzne poczucie humoru (lub jego brak).

Podzielę się moimi osobistymi doświadczeniami i powodami, dla których nie lubię Australii. To nie jest artykuł o nienawiści, po którym należy mi się wilczy bilet. Kocham Australię i moje życie tu. Chcę podzielić się swoimi doświadczeniami i spostrzeżeniami, które mogą być pomocne dla potencjalnych emigrantów i podróżników.

Oto lista 11 rzeczy, za które (dziś) nie lubię Australii

1. Kawiarnie zamykane bliżej południa niż wieczoru

Jeśli jesteś rannym ptaszkiem, to będziesz zachwycony, bo w Australii bez problemu wyskoczysz na kawę już o szóstej rano! Gorzej, jeśli masz ochotę na odrobinę kofeiny po godzinie piętnastej. Wtedy kawiarnie są już zamknięte (niektóre zamykane są nawet w samo południe). Szkoda, bo kultura kawiarniana jest tu fantastyczna i po prostu chciałoby się w nich przesiadywać dłużej!

Kawiarnie to zresztą niejedyne miejsca, które zamykane są (za) wcześnie — do centrum handlowego nie pójdziecie po siedemnastej (nad czym ja akurat nie ubolewam, ale rozumiem, że może być to problemowe). Brakuje mi jednak możliwości wieczornego połażenia po sklepikach w wakacyjnych miejscowościach, w czasie urlopu — przykładowo we Włoszech uliczki handlowe tętnią życiem po zmroku, a tu się śpi.

I wstaje o tej szóstej rano na kawę.

2. Jeden samochód na jednego mieszkańca rodziny (i słaba komunikacja publiczna)

Cztery osoby z prawem jazdy w jednym domostwie, oznaczają cztery samochody. I to zazwyczaj duże samochody (szczególnie w stanie Queensland, gdzie prawdopodobnie, co druga osoba jeździ autem 4 × 4). A te samochody zaparkowane są na ulicy, bo nikt nie ma na swojej działce wystarczająco dużo miejsca na parking.

Przyznaje, że ten fakt ostatnio frustruje mnie wyjątkowo, gdyż nasi sąsiedzi są przykładem opisanym w powyższych zdaniach: cztery Landcruisery, przyczepa kempingowa, przyczepka na motocykl, łódka, dwa motocykle, rodzice i dwoje nastoletnich synów. Na podwórko znalazło się miejsce na jedno auto, łódkę i dwa motocykle. Pozostałe pojazdy zajęły pas zieleni.

My od lat mamy jedno auto i nie zliczę, ile razy zasugerowano nam, żebyśmy kupili drugie. Tylko że na razie nie było nam potrzebne. Co nie znaczy, że w końcu nie stanie się potrzebne i go nie kupimy.

W Australii wszędzie jest daleko, a komunikacja miejska i podmiejska (ta szczególnie) są słabo rozwinięte.

3. Słabe wsparcie dla kobiet w ciąży i rodziców małych dzieci

To wniosek, który przychodzi, dopiero gdy powiększa się rodzina, że o rodzinie myśli się tu zdecydowanie za mało. Gdy będąc w ciąży, nie czujesz się najlepiej, nie możesz po prostu udać się na wielomiesięczne płatne chorobowe, bo chorobowego (jako pracownikowi — bez względu na to, czy w ciąży, czy bez) zazwyczaj przysługuje ci tylko 10 dni (w niektórym firmach nieco więcej).

Gdy maluch zjawia się na świecie, nie jest dużo lepiej, Kobiecie przysługuje 18 tygodni macierzyńskiego, a ojcu… jeden. Obydwa płatne minimalną krajową! Oczywiście również w tej kwestii zdarzają się firmy, które mają swoje własne zasady i wychodzą poza prawo.

I wreszcie — żłobek i przedszkole. Nie ma państwowych. Wszystkie są prywatne i płatne gdzieś pomiędzy $120 – $170 dolarów za dzień! Tak, przysługuje ci częściowy zwrot kosztów wyliczany na podstawie rodzinnych dochodów. Wciąż jest drogo.

4. Prywatne szkoły to w większość kościelne szkoły

Australia jest krajem wielu kultur i religii. Jest też krajem, gdzie religię trzyma się raczej z dala od polityki. W związku z tym zaskakujące jest dla mnie to, że większość prywatnych szkół, to szkoły religijne — katolickie, luterańskie, adwentystyczne itd. I będzie to dla mnie dużym wyzwaniem, gdy nasz syn będzie zaczynał edukację. Wolałabym, aby zagadnienia religijne ogarniał poza szkołę, jak dorośnie.

5. Krótkie dni (w Queensland)

Długie, ciepłe, letnie wieczory. Tęsknię za tym. W większości Australii (piszę w większości, bo na przykład w Melbourne jest inaczej — tam wieczory są długie, ale z tym ciepłem latem bywa różnie) dni są krótkie, słońce zachodzi wcześnie i w sekundę robi się ciemno. Jakby ktoś wyłączył światło.

Wracamy to punktu pierwszego — można wstawać z ptakami już około czwartej i o szóstej rano udać się na kawę.

6. Stereotypowe patrzenie na rdzennych mieszkańców

Gdy zapytasz Australijczyka o Aborygenów, zapewne rzuci „Troublemaker”. Sama teraz nieco generalizuję. Prawda jest jednak taka, że Australia nie poukładała swojej historii, nie wyedukowała społeczeństwa i nie ułatwia teraźniejszości rdzennym mieszkańcom. Wielu z nich żyje w skrajnym ubóstwie, a dodatkowo ciągle słyszy się te niechlubne historie. I to się tak uciera. Daleka tu droga do rozliczenia win, wsparcia rozwoju i zbudowania w społeczeństwie poczucia dumy z najstarszej, nieustannie istniejącej kultury świata.

7. Wszystko Made in China, ale oczywiście Design in Australia

Bliskość Chin oznacza łatwą chińską produkcję. Zgadza się — dzisiaj cały świat opiera się na tym, co wychodzi z chińskich fabryk. Australia jednak osiągnęła w tej kwestii kompletnie inny level. Tu wszystko jest Made in China! W Australii dziś nie produkuje się już prawie nic, a australijskie firmy chlubią się tym, że coś jest „zaprojektowane w Australii”. A jeśli już coś się produkuje na miejscu, jest to absurdalnie drogie.

8. Słaba jakość budownictwa i wykończenia, ale za cenę premium

Domy zbudowane z zapałek chyba nigdy nie przestaną mnie dziwić. Mnie, wychowaną w domu z głębokim fundamentem, grubym murem, izolacją i wielowarstwowymi oknami. W Australii za stelaż domu robi konstrukcja z sosnowych belek (rzadziej stali), a w środku ściany stanowią płyty gipsowe. Istnieją też cegły-naklejki, którymi okleja się elewację.

Chciałbym móc napisać, że to wszystko przez klimat, że Australii dostosowuje swoje budownictwo do pogody. Niestety nie jest tak, a jest wręcz odwrotnie. Dzisiaj domy buduje się, wcale o pogodzie nie myśląc lub przeciwko niej. Buduje się szybko, nie bacząc na jakość, a za to wszystko płaci się cenę premium. Płacisz, przełykając gorzką pigułkę, bo wiesz, że to nie jest tyle warte.

Domy i mieszkania wykończane są na jedną modłę. Kuchnie i łazienki są powtarzalne. A atrakcyjne urządzenie przestrzeni, należy raczej do tych bogatych.

9. Niedostępność wielu produktów

Czy mieszkając w Australii, tęsknię za czymś z Polski? Za ogórkami kiszonymi? Za ciuchami z Reserved? Za tym wszystkim, co można tam kupić na co dzień? Nie. Na co dzień nie tęsknię (chociaż akurat smak na kiszone przychodzi czasem niespodziewanie). Brakuje mi jednak różnorodności — produktów, sklepów, usług. Australia jest po prostu za daleko, jest za małym rynkiem, aby inwestycja w tym regionie opłacała się. Są branże, które są niemalże zmonopolizowane.

10. Nadmiar zasad i wysokich kar

O tym, jak rygorystyczne potrafi być australijskie prawo, świat usłyszał w trakcie trwania pandemii. Usłyszał też, jak bardzo Australijczycy są ulegli i posłuszni, i zagrzmiał ten świat głośno.

Australia jest krajem reguł, zasad, prawa, którego się nie łamie. Ci, którzy naruszą zasady, płacą często nieadekwatne kary finansowe.

Osobiście lubię, gdy wszystko jak poukładane, nie lubię się spóźniać, przestrzegam reguł i wskazówek i drażni mnie, kiedy inni tego nie robią. Ale są prawa w Australii, które mnie wkurzają, miliony wniosków, pozwoleń, szkoleń i specjaliści od wszystkiego.

Jako ciekawostkę dodam, że tak, jak początkowo nie mogłam zrozumieć np. mocnych ograniczeń prędkości — po co ci auto, które może jechać więcej niż 110 km/h jak praktycznie nigdzie w Australii nie możesz jechać szybciej?— dziś, po latach, zamieram wewnętrznie, jeżdżąc po Polsce! Zdecydowanie czuję się bezpieczniej, przemieszczając się samochodem nieco wolniej.

11. „A skąd ten akcent?”

Może to mój mały kompleks, ale pytanie „ So where is your accent from?” bardzo mnie drażni. Może to zwykłe zainteresowanie moim pochodzeniem, ale zwyczajnie chciałabym, żeby akcent nie był pierwszym tematem do rozmów. Szczególnie, gdy mija rok za rokiem, a liczba tych pytań nie maleje.

Na inne, o to skąd jestem, dziś odpowiadam po prostu, że z Sunshine Coast.

 

Powyższe powody to moje subiektywne spojrzenie. Wśród tych bardziej obiektywnych najczęściej wymieniane są: izolacja od reszty świata, odległości w Australii, wysokie ceny i powolny internet. Warto pamiętać, że naprawdę nie musimy lubić absolutnie wszystkiego w miejscu, w którym mieszkamy. I że bez względu na to, jak cudownie by nie było, zawsze znajdzie się coś, co może nas nieco denerwować.  

 

Jeśli chcecie poczytać więcej moich australijskich spostrzeżeń, zajrzyjcie do tekstu Czy to Australia sprawiła, że jestem lepszym człowiekiem?

39 komentarzy

  • Aleksandra pisze:

    Hej Julia, świetny artykuł! Po 9 latach w Queensland podpisuję się rękami i nogami pod wszystkimi punktami które wymieniłaś.

    A od siebie dodam:

    1. Słabi kierowcy
    Nie wiem czy to dlatego, że tutaj najczęściej rodzice uczą swoje dzieci jeździć, ale razi mnie totalny brak używania kierunkowskazów (zwłaszcza na rondach).

    2. Zacofane prawo
    Pomijając ogólne przepisy których jest stanowczo za dużo, prawo stanu Queensland jest mega zacofane względem pozostałych stanów.

    3. Służba zdrowia
    Jakkolwiek można psioczyć na Polską służbę zdrowia, w Australii wizyty u specjalisty nie podchodzą pod Medicare (NFZ). Poza tym, wyniki swoich badań dostaniesz tylko na wizycie u lekarza, nie ma kodu dzięki któremu odbierzesz swoje wyniki online tego samego dnia wieczorem. Przez to że wizyty u specjalistów są płatne, lekarze pierwszego kontaktu robią dużo więcej niż powinni. Do dziś pamiętam cytologię podczas której młody lekarz twierdził że nie widzi szyjki macicy, zawołał drugiego który też nie widział a po całym tym gmeraniu krew leciała mi przez wiele dni po “badaniu”.

  • I. pisze:

    Dzięki za ten wpis. O Australii wiem niewiele ale po kilkuletniej emigracji w Wielkiej Brytanii mam podobne przemyślenia, tzn, że w Polsce jest naprawdę fajnie jeśli oczywiście nie trzeba walczyć o godne życie i finanse. Coraz częściej zastanawiam się gdzie się podział ten słynny wspaniały świat zachodu, bo ja widzę nierówności społeczne, obojętne społeczeństwo, mnóstwo brudu i udawaną otwartość. Oczywiście dużo zależy od miasta i naszej sytuacji, jest mnóstwo dobrych rzeczy. Ale tęsknię za Polską i dużo myślę o planie na powrót, kilka wpisów na blogu pomogło mi poczuć, że ktoś rozumie. Pozdrawiam serdecznie

  • Patrycja pisze:

    Wow, to już ponad 10 lat, a ja pamiętam ten moment, jak zaczęłam Cię śledzić w socialach po występie w telewizji śniadaniowej i jak zazdrościłam Ci tej podróży, w którą właśnie się wybieralaś. ❤️ Bardzo ciekawy artykuł, bardzo lubię spostrzeżenia z mieszkania w innych krajach!

  • MIROSLAW pisze:

    Ciekawy tekst i choc moge powiedziec ze wszystko co tu jest napisane to szczera prawda to musze dodac ze rzadko wystepujaca. Wszystko zalezy od tego gdzie sie mieszka, z jakimi ludzmi ma sie kontakt i jaka ma sie prace co ma wplyw na dochod a z tym wiaze sie wszystko co powyzej napisane
    Nikt z naszych znajomych nie mieszka w takich starych domach, a te ktore jeszcze stoja sa najczesciej wyburzane
    Ogrzewania jako takiego rzeczywiscie brak ale kazdy posiada grzejniki elektryczne gazowe czy tez klimatyzacje. Sporo ludzi nie ogrzewa calego domu tylko te pomieszczenia w ktorych sie znajduje
    Opieka zdrowotna w naglych przypadkach jest natychmiastowa i bezplatna. Kolejki sa na operacje na ktore mozna czekac, krotko czeka sie na lozko w szpitalu prywatnym. Dla osoby pracujacej skladka nie jest az tak wielkim obciazeniem
    Jedzenie jest tak niezdrowe jak pozwoli sobie na to kupujacy. Wybor jednak jest spory czy to ryby, wolowina baranina owoce …..
    Jest dosc drogo ale porownujac do zarobkow to jest raczej normalnie i jak ktos podkreslil jak wyjezdzamy w swiat to wszedzie wydaje sie byc troche taniej co nas cieszy
    Alkohol trudniej dostepny bo nie na kazdym kroku ale na tyle powszechny ze jedynie turysci czuja sie lekko zagubieni
    Zgadzam sie ze troche za duzo regulacji ale urzedy miasta pracodawcy wszyscy staraja sie bronic przed odpowiedzialnoscia materialna w razie wypadku kiedy to poszkodowany czesto stara sie o wielkie pieniadze w ramach odszkodowania
    Niechlujstwo….to rowniez kwestia gustu i ludzi ktorzy nas otaczja. Wielokulturowe spoleczenstwo ma rozne upodobania a w dobie kupowania przez internet to tylko kwestia gustu kupujacego i klimatu w jakim dana osoba mieszka. To samo dotyczy jezyka angielskiego jezeli ma sie przyjaciol ktorzy wyrastali w angielskojezycznej rodzinie to angielski jest blizszy temu z UK (choc tam tez bywa rozny) ale jak ma sie znajomych ktorzy pochodza z innych rejonow swiata to i w jezyku mowionym to slychac, farmerzy z polnocy australii tez sa znani ze specyficznego akcentu choc mieszkaja tam od pokolen….
    Mieszkam tu juz ok 30 lat mialem okazje odwiedzic ponad 60 krajow i wydaje mi sie ze Australia to calkiem fajne miejsce do zycia ale takich miejsc na swiecie jest wiecej. Najwazniejsze sa preferencje i oczekiwania danej osoby
    Kiedys bedac w Indiach spotkalem czlowieka ktory po kwadransie ‘rozmowy’ powiedzial mi ze najlepszym miejscem do zycia na swiecie sa Indie………….wtedy i w tym miejscu gdzie bylem wydawalo mi sie to conajmniej niedorzeczne ale po latach zrozumialem ze dla tego mezczyzny to z pewnoscia bylo najlepsze miejsce na planecie ziemia wsrod swoich znajomych ze swoim jedzeniem, zwyvzajami, religia i nie majac bezposredniej wiedzy jak swiat wyglada dalej niz to miasto….jestem sklonny przyznac mu racje. To byla jego prawda z jego perspektywy i tam wygladal na szczesliwego
    Serdecznie Pania pozdrawiam i zycze powodzenia

  • Nawiedzony. pisze:

    Kochaniutki, punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia.

  • Magda pisze:

    Julia, jak Ci nie pasuje Australia to smialo wracaj do Polski. 🙂 Tam ludzie chodza po prawej stronie, masz super opieke zdrowotna, wysokie place i wszyscy ludzie wygladaja jak w Vogue;) ogole nie bedziesz musiala pracowac a jak urodzisz dziecko to i 500plus prezes sypnie;)

  • Jacek Zaborszczyk pisze:

    Zgadzam sie z Mackiem i potwierdzam. Mieszkam tu od 37-miu lat – pracowalem na pustyniach.,w dzungli wiele lat, mieszkalem pod plandeka , spalem w swag……. Nie zostalem zabity przez zadne stwory. Nie placilem za szpital, za nauki z gory.(splacone w trakcie pracy). Odnosze wrazenie ze Julia pisze o jakiejs innej Australi.

    • Julia Raczko pisze:

      Julia pisze o swoich własnych odczuciach 🙂 I swoją drogą muszę odświeżyć ten tekst, bo po 6 latach odczucia się zmieniły. Pozdrawiam z Brisbane 🙂

  • Dorota Augustyniak pisze:

    Czesc,
    Mieszkam w Australii ponad 30 lat i zgadzam sie z tym co tu napisalas i potwierdzam ze tak jest. Wcale nie jest tak pieknie i cudownie jak sie niektorym wydaje. Kraj fajny do zwiedzania bo inny od europy itd ale mieszkac tu to inna sprawa.

  • ja pisze:

    Bzdury pani pisze , Pani Julio , Od razu widac ze jest pani typowa zakompleksiona polka ktora wszystko ma za zle . Kogo obchodzi pani frustracja, Widac ze uwielbia pani szpanowac /ciuch domy samochody to pania kreci – lubi pani, pani psycholog sie pani pokaqac – wstretna cecha Australia- najlepszy kraj na swiecie !!!!! jestem tutaj of 20 lat I nie zamienie tefgo kraju na zaden inny – Nigdy

    • Julia Raczko pisze:

      Cześć Ja! Witam na naszym blogu! Widać, że mało się znamy 🙂 Mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej.

  • Margò pisze:

    A ja mieszkam we Wloszech.Kocham ten kraj za slonce,morze,kulture i kuchnie. Kocham rowniez moja Polske i jestem bardzo dumna kiedy slysze o Polsce takie komplementy ze jest to kraj czysty,zielony,pyszne zdrowe jedzenie.Co raz wiecej obcokrajowcow wykupuje u nas ziemie i nieruchomosci,Najbardziej smiesza mnie rodacy ktorzy wyjezdzaja i cudze chwala a swojego nie dostrzegaja.Pozdrawiam ze slonecznej Italii,
    Ps,Ogni paese è mondo cari amici 🙂

  • Paulina pisze:

    Ach, jak wiele punktów mogłabym podpiąć pod USA!

    Nigdy nie byłam w Australii, choć od zawsze wiem, że kiedyś będę 🙂 I zawsze myśląć o Australii czułam, że najbardziej może mi przeszkadzać fakt, że jest tam tak dużo niebezpiecznych zwierząt- rekiny, pająki, czy choćby nawet kangury. Jestem bardzo ciekawa- jakie masz zdanie na temat opinii, że ‘w Australii wszystko może cię zabić?’ 🙂

  • Maciek pisze:

    Kilka moich zastrzeżeń co do powyższych zastrzeżeń dot. Australii 🙂 –
    “To społeczeństwo, które „trzyma w sobie”, kraj z wyjątkowo wysoką ilością samobójstw (szczególnie wśród młodych ludzi) i zaburzeń psychicznych.”
    Czy 63-cia pozycja na liście https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_countries_by_suicide_rate to wysoko? Chyba nie. Raczej średnia. Szwecja, USA, Austria, Francja, Finlandia, Polska!, Japonia mają tych samobójstw względnie więcej.

    “Powyższe „no worries” jest bardzo powierzchowne, bo niby tu wszyscy tacy wyluzowani, biegają na bosaka i żyją nie przejmując się jutrem, niby.”
    Ale to wyluzowanie, “laid-back” nie jest na pozór, po prostu ludzie są naprawdę wyluzowani i nie przejmują się ciągle wieloma wzdetami, jak w Polsce. A bieganie na bosaka i chodzenie top-less już oznacza konkretny brak reguły jeśli chodzi o tę materię, bo np. w Polsce chodzenie top-less faceta jest wykroczeniem, co mi w ostatnim roku powiedział policjant gdy sam tak chodziłem.
    “Prędkości nie możesz przekroczyć nawet o 3 km/h”
    Nie to, że jestem jakimś zwolennikiem takowych regulacji, ale fakty są takie, że cała Europa Zachodnia ma taki do tego restrykcyjny stosunek.

    “musisz posmarować się kremem na słońce, bo inaczej Cię nie wpuszczą”
    To nieprawda. Nie wiem jak jest w Brisbane, ale od kilku osób, np. Hani z Perth (kącika Hani) czy Pani Marie Creager z Sunshine Coast wiem, że nic takiego tam nie ma.

    “Droga jest tu codzienność, drogie jest podróżowanie, drogie są domy, szkoły (nie ma bezpłatnych uczelni wyższych, a większość dobrych podstawówek jest płatna), droga jest służba zdrowia (bezpłatna służba zdrowia praktycznie nie istnieje; prawie każdy ma prywatne ubezpieczenie, bo w kolejce do państwowych lekarzy można stać miesiącami, a dentyści to szaleństwo), drogie jest wszystko.”
    Nieprawda. Wiele szkół podstawowych państwowych jest bardzo dobrych, tzn. nie gorszych od różnych prywatnych. Pani Hania z kącika o tym opowiadała. A prywatne np. waldorfskie, jak patrzyłem, są we względnie przyzwoitej cenie.
    Służba zdrowia – państwowa jest na bardzo dobrym poziomie, na pewno na o wiele lepszym niż w Anglii, skąd coraz więcej lekarzy emigruje na “down under”. A kolejki wcale nie takie długie w porównaniu do Europy Zachodniej.

    “Niezdrowe jedzenie”
    Jest przecież multum zdrowego jedzenia. W końcu są tu dziesiątki milionów owiec, bydła cały rok “grass-fed, free-range”, ergo mięso z nich jest super. Owoce, jak mango, banany, papaje, jackfruity, rollinia, black sapote, duriany, itd. są na bardzo dobrym poziomie. Owoce morza, ryby – to samo.

    “Domy bez ogrzewania”
    Hania z kącika ma w Perth kominek, więc nie ma żadnych problemów zimą. Koszta tego też raczej niewielkie. Więc problemu nie widzę. Zresztą trochę niższa temperatura, bez nienaturalnych kaloryferów jest zdrowa, generuje “brown adipose tissue” mającą dobry wpływ na zdrowie.

    To tak oczywiście pokrótce. Australia nie jest oczywiście dla każdego i nie każdemu musi się podobać, ale trzeba znać fakty.

    Pozdrawiam 🙂

    • Julia Raczko pisze:

      Oj, widzę tu wielkiego fana Pani Hani! Super 🙂 P.S. Tekst jest z tych z przymrużeniem oka 😉 P.S.2. Wikipedia nie jest dla mnie miejscem na poznawanie faktów, często korzystam z badań i książek. P.S.3. Mieszkasz w Australii?

      • Maciek pisze:

        Jestem w ogóle wielkim fanem Australii i staram się czerpać o niej wiedzę z różnych źródeł a wikipedia nie jest absolutnie moim głównym źródłem – dodatkowym w pewnych kwestiach 🙂
        Co do samobójstw to akurat tutaj wikipedia jest spójna z każdymi rzetelnymi źródłami – tu masz mapkę świata z WHO –
        http://gamapserver.who.int/mapLibrary/Files/Maps/Global_AS_suicide_rates_bothsexes_2012.png?ua=1
        Nie twierdzę, że lokalnie nie ma problemów z samobójstwami młodych osób w Australii (oglądałem reportaż o tym problemie w okolicach Melbourne), ale ogólnie (średnio) jest tak jak to pokazują dane. To brak tradycyjnych wartości rodzinnych jest m.in za to odpowiedzialny i możemy to obserwować na całym I świecie. Btw, samobójstw jest najmniej w Arabii Saudyjskiej, Syrii, Iraku… hm no jeśli tam się po prostu zabija innych niespójnych z obowiązującą doktryną no to trudno się dziwić 😉
        Ogólnie lubię zgłębiać takie sporne kwestie, zawsze czegoś nowego mogę się nauczyć.
        Ale jakoś nie odebrałem Twojego przekazu z przymrużeniem oka – raczej całkiem serio, bo tak to dla mnie zabrzmiało. 🙂
        A mieszkam póki co w Polsce, mam nadzieję że w przyszłości na down under 😉

    • Chris pisze:

      W pełni się z Tobą zgadzam. To wyluzowanie może irytować Polaków bo w polskiej sarmackiej kulturze lepiej byc panem a nie chłopem i trzeba to udowodnic inwestując w wystrój mieszkania i ubiór a pózniej to spłacac w frankach przez dziesięciolecia. Mam na to dzieisiątki przykładów ale tym razem nie będę sie rozpisywał.

      Z tym kremem i nie wpuszczaniem to nie kapuję, bo ja jestem w Australii już 30 lat i nigdy się nie smarowałem. Rodzina mnie ochrzania, że moge mieć raka ale preferuję duży kapelusz. Oczywiście, że jak ktoś nam podrzuci dziecko do opieki to musimy obowiązkowo podjąć środki bezpieczeństwa.

      Jużeli chodzi o szybkość w AU to zapłaciłem dwa razy za przekrocznie i uważam, że mi sie nalezało dzięki temu jestem teraz bardziej ostrożny. Natomiast jezeli chodzi o jazdę w Polsce czy przechodzenie na pasach to jest tam totalny koszmar. Więc w tym kontekscie jakiekolwiek porównywania to nieporozumienie.

      Co do powierzchowności w nawiązywaniu głepszych kontaktów to się zupełnie z tym nie zgadzam . Kiedy mieszkałem w W-wie to nawet sąsiedzi na tym samym korytarzu w bloku nie mówili do siebie dzień dobry a tu kiedy przebiegam na osiedlu kazdy wykonuje przyjazny gest. Trudno o tych ludzi oczekiwać ażeby nawiązywali od razu bliskie kontakty i zwierzali mi się ze swoich problemów czy wyrażali pogłady polityczne i obiecywali , że załatwią mojemu synowi dobrą pracę. Ta niby powierzchowność od miejscowych to typowy problem dla emigrantów, którzy zostawili swoich najbliższych w rodzinnym kraju i oczekują ażeby dostarczyli im na talerzu tego samego substytutu w krótkim czasie. Kiedy miałem problemy w pracy to dostałem od miejscowych tyle pomocy czego się nie spodziewałem i czego nigdy nie doświadczyłem w Polsce i pewnie nigdy bym nie dostał.

      Co do jedzenia to ryba jest najzdrowsza i dzieki Najwyższemu tutejszy ocean nie ma tyle rtęci co wody okalające Europę więc jem ją codziennie. W Polsce żarcie jest dobre ale niezdrowe więc znajomym z każdego tam pobytu przybywa zawszę kilka kilogramów a to, że tu są fastfoody popularne i też sa niedrowe to juz kwestia wyboru. Wybór należy do mnie i mogę to kupić zdrową rybę a nie rakotwórcze mięso.:)

      Co do uniwerków i szkół i to że trzeba za to płacić to lekko przegięta propaganda. Wszystkie dzieciaki z mojej rodziny uczą się i studiują chociaż przyjechaliśmy do AU z dolarem w kieszeni. Jest faktem, że studia kosztuja ale kiedy po skończeniu studiów podejmuję sie pracę to potrącają za studia z pensji i jest to genialne rozwiązanie. Jak chcesz studiować i nie masz pieieniędzy to inni nie będą za to płacić spłacaj za to pózniej.

      Co do opieki zdrowotnej to mam prywatne ubezpieczenie bo wolałem mieć w szpitalu pokój tylko dla siebie.
      Za wizytę u lekarza internisty bez ubezpieczenia w pobliskiem ośrodku zdrowia niegdy nie płace nawe kilka centów. Mój znajomy Polak który ma milionowy majątek śmieje się ze mnie i nigdy nie płaci prywatnego ubezpieczenia bo twierdzi, że państwowy lekarz i szpital jest ok tylko trzeba lekko pojęczeć i przyjmują szybko i bezpłatnie więc w ten sposób powiększa dalej swój majątek.

      Mozna dużo pisać gdzie jest lepiej i gorzej ale w większości ocen to emocje a nie stytystyka czy ekonomia no bo takie jest życie.:)

      Co do jednego się zgadzam. Australia jest niby ciepłymm krajem ale w zimie jest mi zimno czego nie doznałem w zimowej Polsce. Kiedy obserwuję sąsiada który w zimowy dzień (temp 8-10C) wychodzi na zewnątrz domu i idzie do sklepu w klapkach i krótkich spodenkach to dostję drgawek więc żona każe zasłonić mi okno. Jedyne wytłumaczenie, że sąsiad ma australijskie geny.:)

      Australia jest super krajem dla tych co uwielbiaja kontach z przyrodą, nie lubia wakacyjnych tłumów i lubia podróżować i tu to znalazłem więc każdy weekend spędzam poza domem. Ale są tacy co wola spedzać wakacje w centrum Tokio i tez maja prawo do swojego wyboru.:)

      Pozdraqwiam.:)

  • Ha ha, świetny wpis. Poprawił mi humor, kiedy siedzę w deszczowym Wrocławiu i cierpię na chorobę pt. wszędzie jest lepiej:)A jak myślisz, skąd te powierzchowne relacje? Dlaczego tak ciężko przejść na wyższy poziom?
    Pozdrawiam:)

    • Julia Raczko pisze:

      Cieszę się 😉 Nie mam pojęcia, ale to chyba bardzo polskie, że relacje są głębokie?

  • Alicja pisze:

    Polska jaka jest każdy wie, wiec zostawię bez komentarza. Natomiast ja spędziłam pół roku w Turcji Egejskiej i mam do tego miejsca kilka problemów.
    1. Wszędzie są śmieci! Turcy w ogóle nie przywiązują do tego uwagi, ale podczas wycieczki samochodem często możemy dostać workiem pełnym śmieci czy pustą butelką. Do granicy podwórka jest cudownie, a zaraz za płotem sodoma i gomora.
    2. Bardzo mało osób zna angielski i jak już to na niskim poziomie.
    3. Kobieta nigdy nie ma racji i rzadko się jej słucha. Dodatkowo turkom nie można zarzucać błędów czy się z nimi klucic, bo mimo swojego błędu będą szli w zaparte a ich znajomi staną za nimi murem.

    Można by jeszcze dużo wymieniać, ale musimy pamiętać że różnice kulturowe spotkamy wszędzie i powinniśmy się dostosować w miarę możliwości do miejsca w którym się znajdujemy. Turcja jest spoko i warto odwiedzić. 😉

  • margaret pisze:

    świetne komentarze! my spędziliśmy 4mce w Nowej Zelandii aktualnie podróżujemy po Australii – mnóstwo rzeczy się pokrywa;) domy bez ogrzewania – zgadzam się ja zamarzałam wiele razy – ale podobno ogrzewanie to luksus i tylko bogaci mogą sobie na takie rzeczy pozwolić;) i to niechlujstwo – w sklepach naprawdę nic nie ma – ja nie wiem jak te sklepy się utrzymują kilka rzeczy do wyboru przez te 4msc kupiłam jedne spodenki;) Mieszkaliśmy przez airbnb – dwa mieszkania jestem w stanie określić jako nowoczesne na kilkanaście jakie wynajmowaliśmy – tragedia jest, każdy mebel inny, stare zasłony (chyba wiktoriański styl – nie znam się za bardzo) na podłogach dokładnie wykładzina, ogólnie też mało kto dba o porządek w domu – kurz, kanapy też stare ukurzone/wyblakłe. Jeśli zaś chodzi o jedzenie – oj wszędzie cukier nawet w jogurcie naturalnym min7g?! i widać mocno dietę po tubylcach Maori (większość przypomina takie kulki).

    • Julia Raczko pisze:

      Dzięki Margaret za komentarza. To prawda, że Australia i NZ są podobne – nie bez powodu Aus uznaje NZ za swój stan.. 😉 Zapraszamy do Brisbane!

    • Maciek pisze:

      W Polsce gdzieś poza większymi miastami też niewiele co jest.
      Jeśli chodzi o jedzenie to wszędzie teraz tak jest – cukier i inne syfy dodają do wszystkiego. Dlatego najlepiej kupować rzeczy całkowicie nieprzetworzone, na lokalnych targach, bazarach, idealnie od sprawdzonych zaufanych sprzedawców.

  • Mario pisze:

    Rewelacyjny blog, na który trafiłem przypadkiem, czytając o Bali, jako odnośnik z jednego z dużych portali. Teksty pisane z pasją, dużo ekspresji, po prostu rewelacja.

    Podziwiam, życzę dalszego powodzenia i co najważniejsze, zadowolenia z samego życia.

    Mario

  • Marzena pisze:

    Ja tak mam z naszą PL 🙂 Wkurza mnie wiele rzeczy ale i tak kocham swój kraj najbardziej na świecie 🙂 Nie ma miejsc idealnych, chyba że na wakacje:)

  • Andrzej pisze:

    Dziś biorę większość wad w ciemno! Jedyne co mnie wkurzało, to wyizolowanie od reszty zachodniego świata….

  • Michał pisze:

    Jest duża różnica między stanami, w Wiktorii jest europejsko w miarę i łatwiej o głebsze znajomości niż w Perth czy Brisbane.
    Mnie najbardziej właśnie wkurzaja ograniczenia choć te z kaskiem na rower rozumiem – państwo ci nakazuje go nosić, bo jak sobie głowę rozbijesz to państwo musi na to płacić z kieszeni wszystkich.
    Ja z policja miałem w Australi same dobre doświsdczenia, dali dalej jechać jak się grubo przekroczyło na pustynnej szosie itd.
    Moja jedenastka byłaby lekko inna 🙂

  • Ha… aż odczytałam wszystkie punkty mężowi i jak na miejsca od siebie tak odległe zaskakująco dużo się pokrywa. Odległość niby mniejsza. Ale ja mieszkam 500km na północ od pierwszego większego międzynarodowego lotniska. Więc o spontanicznych wypadach gdziekolwiek zapomnij. Powierzchowność znajomości typowa. Jak nie chodziłaś z kimś do przedszkola minie dużo czasu nim w nim znajdziesz przyjaciela. I szwedzkie Hur är läget czyli jak się masz na które Szwedowi nie wypada odp inaczej niż Bra – dobrze. A ja zawsze pytam czy mam odp standardowo czy zgodnie z prawdą ;). Ograniczeń prędkości wbrew pozorom zawsze nie przestrzegają ale już Polis jest nieustepliwa nawet za kilka km ponad ograniczenie 30km/h przy szkole można stracić prawo jazdy a 57 na 50 może kosztować 1500zł. A niby takie nic…. nooo na szczęście ogrzewanie jest i to porządne. Minus 30 bez tego byłoby nie do zniesienia.

  • Ula pisze:

    Wiele punktów możnaby też podłączyć pod USA, jak choćby te zasady… Stany nazywane krajem wolności to jakieś nieporozumienie. Podobnie z powierzchownością, “sztucznym” uśmiechem, choć chyba jednak wole oglądać na ulicach to, niż smutne twarze.
    Co do znajomości, to myślę, że po prostu nie trafiasz na ludzi, z którymi chciałabyś wejść na wyższy poziom i to jest chyba normalne w każdym miejscu. Rzadko spotyka się ludzi, których możnaby nazwać przyjaciółmi, ale znalazłam takich nawet w tych “powierzchownych” krajach 🙂

    • Julia Raczko pisze:

      A, że Australia ślepo za Stanami idzie… Na pewno to bardzo podobne społeczeństwa. Co do znajomości – też mi się udaje znaleźć, ale wkurza mnie że wszyscy są tacy “no worries friends”. Nie ma jak sobie ponarzekać w towarzystwie polskich przyjaciółek 😉

      • Maciek pisze:

        Ale z tego co czytałem to nie za bardzo lubią się z Amerykanami, uważają ich za bufonów uważających że USA jest the best.

  • Ewiczka pisze:

    Pochłonęłam jednym tchem i stwierdzam, że wiele z nas ma nieco mylne zdanie o Autralii. NO, ale każduy kraj ma swoje plusy i minusy. Zauważyłam kilka podobieństw z Włochami – u nas również nie można przynosić nic domowego do przedszkola czy szkoły (obowiązkowo kupne z dołączonym paragonem). I zimą w domach jest chłodno. Już teraz życzę Ci cudownych, polskich, tradycyjnych i białych świąt 🙂

  • Ivon pisze:

    Tak, Julio, trafilas! Australia to moj kontynent! Do marzen, podrozy, zachwytu, podziwiania, wyczekiwania…ale do zycia codziennego wybralam Hiszpanie…jednak…bo: blizej wszedzie, bez roznicy czasu, tanio a przy tym dobre jedzonko, ciepelko, slonce, usmiechnieci ludzie z codziennym “que tal? Bien, perfecto!”

Leave a Reply