Skip to main content


© The Gospo’s

BrisbaneCiekawe miejscaWakacje w Australii

BRISBANE: Nie jęcz babo! Jedziemy do koali

By 14 czerwca, 202022 komentarze
BRISBANE: Nie jęcz babo! Jedziemy do koali

Przytulić koalę – to od zawsze było jednym z moich największych marzeń. I stało się, nadszedł ten dzień, spotkałam się z koalą łapa w łapę.

Dzień narzekania. Bo my zawsze robimy to, na co Ty masz ochotę! Dlaczego tylko Twoje pomysły są fajne, co? Nie ma się w co ubrać! Nie, no nie, serio nie mam się w co ubrać. Wiesz, właściwie to mi się nie chce nigdzie iść. Jestem głodna. Jestem gruba. Po co my tam jedziemy? Wcale nie masz racji! Mogłabym dziś zostać w domu. Jestem bardzo głodna. Ale ja chciałam na plażę. Chcę na plażę. Bo my zawsze robimy to, na co Ty masz ochotę!

Znacie to? Tak… znacie. Wiedziałam! I panie znają, i panowie znają. Dzień, w którym babie nic nie pasuje. Jest wstrętna i marudzi, a facet stara się to jakoś znieść… To dzisiaj wszystkie baby dostaną za swoje. I może wreszcie zrobi im się głupio. Bo mi głupio do dziś…

Jest sobotni poranek. Miało dziś trochę padać, ale nie pada i słońce powoli przebija się przez chmury. Trochę duchota, chociaż do pory deszczowej pozostało jeszcze kilka tygodni. Nie wiem, czy wstałam lewą nogą (przy okazji – myślicie, że to prawda z tym wstawaniem jedną, albo drugą nogą?), czy to pogoda, ale wszystko od rana mnie po prostu wkurza! A to kubek stoi tu gdzie nie powinien stać, a to nabrudziłeś a ja dopiero odkurzałam, a może byś pogadał ze mną, a nie z fejsbukiem? Oh, God! Tak, to był ten dzień. Dzień narzekania, ale wtedy jeszcze nie zdawałam sobie z tego sprawy… Byłam paskudnie jęczącą babą, która myślała że wszystko z nią ok. Biedny Sam.

Na 13:00 jedziemy na barbecue do znajomych, czyli spotkanie w ulubionej przez Australijczyków formie. Oczywiście wyjście z domu poprzedza kwękanie i biadolenie na swój nieszczęsny los. Bo ja się nie mam w co ubrać! Będę płakać! Przebieram się ze trzy razy, a w końcu staje na moich ukochanych spodenkach i koszulce. Wiecie o co chodzi? Ta chwila kiedy w szafie pełnej ciuchów, wszystko jest beznadziejne…

Kierujemy się na południe, na drugą stronę Brisbane. To ta sama trasa, którą wyjeżdża się do Melbourne, czy Sydney. Bacznie rozglądam się w około, bo zawsze zauważę coś nowego. A to jakiś piękny dom, a to śmieszny samochód, a to ptaka, a to jakąś śmieszną nazwę. I z zachwytem dzielę się nowym odkryciem z Samem a on, o dziwo, dzielnie podziela mój entuzjazm.

poważny koala

Po mniej więcej pół godzinie orientuję się, że jesteśmy w pobliżu Loan Pine Koala Sanctuary. Ja tu chcę! Tu są misie koala! Z nadzieją pytam: “A możemy iść na to barbecue, tak szybko się najeść i potem w drodze powrotnej jechać do koali? Proszę! Proszę! Proszę!”. Sam uśmiecha się pod nosem: “You are so funny”. I skręca. Skręca w kierunku koali! Naprawdę? Jedziemy do misiów?! To całe barbecue to była ściema? Czy to możliwe, żebyś był taki kochany? Tak!!! Jedziemy do misiów. Cieszę się, jak dziecko które dostało lizaka!!!  A ja jadę do koali, a wy nie. Tralalala! Żartuję. Lubię Was i zabieram Was ze sobą.

Walabia

Koala

Kukabura

GDZIE MOŻNA PRZYTULIĆ KOALĘ?

Loan Pine Koala Sanctuary to tak naprawdę takie małe zoo z australijskimi zwierzakami, z przeważającą ilością koali. Koala po lewej, koala po prawej, koala wszędzie. Przedszkole dla małych koali. Dom starców dla starych koali. Akademik dla chłopców. Pokoje schadzek. Wszystko zorganizowane perfekcyjnie. Jest i hodowla eukaliptusów, żeby koale nie były głodne i cała gromada ludzi, dzielnie służących puchatym zwierzakom. I koale tu i tam. Jestem w raju. Z jakiegoś powodu kocham koale miłością prawdziwą i mogę na nie patrzeć godzinami. Są urocze. Do schrupania!

przytulanie koali

Koala – powszechnie zwany misiem, wcale misiem nie jest i z misiami nie ma nic wspólnego. Jest za to torbaczem, podobnie jak kangur, possum, wombat, czy diabeł tasmański. Torbaczy jest w Australii sporo, w sumie najwięcej. Ale w poszukiwaniu torbaczy, innych niż te australijskie, można się też udać do Ameryki Południowej np. Koala jednak jednoznacznie kojarzy się nam z Australią. I słusznie, bo występuje tylko tutaj. Tyle, że nie wszędzie.

Julia i Sam Australia

Koali nie znajdziecie na zachodnim wybrzeżu, w centrum, czy północy. Występują wzdłuż wschodniego wybrzeża, czyli w stanach Wiktoria, Nowa Południowa Walia i Queensland. Więc jeśli odwiedzając Australię liczycie na spotkanie koali, musicie wybrać się na wschód.

gdzie żyją koale

Co jeszcze mówi się o koalach? Że są naćpane. A wcale nie. Koale wsuwają tylko i wyłącznie liście eukaliptusa. Nic innego nie tykają. A eukaliptus jest bardzo mało energetyczny. Dlatego też koale muszą dłuuugo spać i wyglądają na wiecznie zaspane. To chyba dzięki temu są takie słodkie.

Koale żyją sobie na drzewach, schodząc na dół tylko po to żeby przesiąść się na kolejne drzewo. Na swoich puchatych pupach mają białe kropki, na które pewnie nigdy nie zwróciliście uwagi. Każdy koala ma inne kropki, i to jego znak charakterystyczny. A po co te kropki? A no po to żeby się ukrywać i zlewać z eukaliptusowym drzewem. Cwaniaki. Koale mają też dwa chwytne kciuki, a odbicie ich łapki jest tak uniwersalne jak nasze linie papilarne.

Mam nadzieję, że z zainteresowaniem wysłuchaliście wykładu. My tak. Pogłaskaliśmy i poprzytulaliśmy koalę i idziemy dalej. Do kangurów. To dopiero początek wycieczki.

Kangur z młodym

O kangurach historia jest też długa. Podobnie, jak koale, kangury to torbacze. Ale o tym wszyscy doskonale wiedzą. Tyle, że w przeciwieństwie do koali, kangury żyją stadnie. Ale… gatunków kangurów jest mnóstwo! O czym moja skromna osoba np. nie wiedziała. Chyba nie uważałam na tej lekcji biologii.

Julia i kangur

W każdy razie kangurem potocznie nazywa się te największe z kangurowatych, czyli kangura czerwonego, czy szarego np. One są naprawdę wielkie. I jakby Ci taki przykopał to koniec… ale są też takie mniejsze odmiany, wallaroo, czy wallaby i te już nie są takie groźne.

Muszę się z Wami czymś podzielić. W Australii jedzą kangury! O zgrozo… Jak można zjeść takiego cudaka? No jak? A no można. Mięso kangura dostępne jest w każdym sklepie i uważane jest za bardzo zdrowe, bo posiada mało tłuszczu. Skusilibyście się na taką przekąskę?

Brr… Ja nie. Wolę je przytulać i głaskać. Więc kangurów też trochę pogłaskaliśmy i poprzytulaliśmy, i poszliśmy dalej. O, patrzcie!!! Jest mały kangur w torbie! Ja cie. Pierwszy raz takiego widzę… obrazek, jak z pocztówki.

Jakie zwierzątka jeszcze spotkaliśmy? Mało australijskie owce. Bardzo australisjkiego ptaka, zwanego kookabura oraz tasmańskiego diabła. A był jeszcze dziobak! I kolorowe papugi. I struś, i węże! W Lone Pine Koala Sanctuary było super. Znowu poczułam się, jak mała dziewczynka. To była esencja Australii. I jeśli mogę coś radzić odwiedzającym Brisbane – zajrzyjcie tam. To chyba nawet lepsze rozwiązanie niż wycieczka do Australian Zoo, bo słonie i żyrafy to możemy też zobaczyć w Warszawie.

owca

diabeł tasmański

Kazuar

Spędziliśmy wspaniałą sobotę w krainie zwierząt. Ale to też sobota, która mi o czymś przypomniała. Wiecie, jak bardzo było mi głupio, jak po tym moim całym porannym jęczeniu, czekała na mnie taka fantastyczna niespodzianka? Jeśli nie wiecie to Wam powiem. Było mi bardzo głupio. Byłam wstrętna, a ktoś postanowił być dla mnie bardzo kochany. Narzekanie jest do bani. Lepiej się uśmiechać, a narzekanie zostawić dla słabeuszy. Zgoda?

widoki z Lone Pine Koala Sanctuary

 

22 komentarze

  • Anita pisze:

    Hej właśnie kupiłam bilety do Brisbane! Na listopad Spełniamy marzenia-zaczynam od Twojego bloga 🙂 Pozdrawiam Anita

  • Karola pisze:

    Hej, świetny blog!!! Btw pamiętacie jaki jest koszt za “przytulanie” koali czy kangura? 🙂

  • Agata pisze:

    A ja nie wiem, co zrobić! Za 2,5 miesiąca Australia i tak jak Ty bardzo, bardzo, ale to bardzo chciałabym wziąć tą zaspaną koalę na ręce. Z drugiej strony obawiam się, że to napędzanie interesu na losie zwierząt, które pewnie na tych rękach być nie chcą i wolałyby spać smacznie na drzewie w ich naturalnym środowisku. Przez afery z różnymi atrakcjami z udziałem zwierząt jestem trochę nieufna do takich “sanktuariów” czy “sierocińców”. Aaaaaaaaa, co robić!:(

  • Ania pisze:

    Hej,
    Dzięki za przydatne wskazówki, czytam Twojego bloga od dawna a za 10 dni wybieram się w końcu do Australii więc sporo informacji mi się przyda.Nigdzie nie widziałam info o Lone Pine Koala Sanctuary poza u Ciebie a wiem już że warto odwiedzić. Będziemy b.krótko niestety bo tylko 10 dni ale to obowiązkowy punkt:)Pozdrawiam

  • Marta pisze:

    Hej, jak tu fajnie u Ciebie! Przygotowuję właśnie dzieciaki do konkursu wiedzy na temat Australii i wiele ciekawostek można tu odnaleźć. Btw, też byłam tutaj kilka lat temu, chętnie bym się wybrała jeszcze raz.

  • Domi. pisze:

    Zabierz mnie tam, do koali! <3 Jakie to kochane!!! 🙂

  • Eh skad ja znam te dni, kiedy nic ci nie pasuje i najchetniej obwinialabys za to caly swiat! Mysle, ze kazdej kobiecie na takie dni powinni dawac koale do przytulania.

  • Monika pisze:

    Ojej znam to z autopsji, też byłoby mi głuuupio. Mój mąż robi podobne numery – ja zachowuję się (według naszej terminologii) jak pierdoła, a on szykuję jakąś niespodziankową zasadzkę…i potem mi tak strasznie głupio :>
    PS. też chcę przytulić koalę! I pogłaskać kangura! (i zjeść też bym nie zjadła – w Polsce w Selgrosie są do kupienia steki z kangura)

  • Ok, ale są takie dni, że trzeba pomarudzić dla równowagi na świecie:) Niespodzianka kapitalna, ja mam mówiąc delikatnie zajoba na punkcie zwierzaków, a już koale, kangury…to dla mnie, jak raj:) Super ten Twój Sam. Teraz Ty go gdzies zabierz w nagrodę, że wytrzymał dzień z jęczącą babą;) Ściskam.

  • SABATOWKA pisze:

    Bardzo ale to bardzo podoba nam się Twój blog! Pozdrawiamy!

  • hej! piszemy o Tobie 🙂 z pozdrowieniami oczywiście – https://www.facebook.com/ZnajdzSwojeMiejsce?ref=hl

Leave a Reply