Skip to main content


© The Gospo’s

AzjaPodróże

TAJLANDIA: Obowiązkowo w Chiang Mai

By 10 maja, 202014 komentarzy
TAJLANDIA: Obowiązkowo w Chiang Mai

Macie, gdzieś swoje ulubione miejsce? Takie, do którego chcielibyście wrócić już, zaraz, jutro, albo pojutrze? Ja mam ich kilka, nie będę ukrywać, ale w pierwsze piątce jest tajskie Chiang Mai. Miasto schowane w górach, daleko na północy, tuż przy granicy z Laosem i Birmą, miasto które sprawia, że cieszysz się życiem. Zresztą pisałam Wam już o tym, że chciałabym tam wrócić, ale im więcej czasu mija od naszej wizyty, tym bardziej bym chciała. Tęsknię.

Chiang Mai podczas majówki 2014. Australia – Shenzhen – Hong Kong – Makau – Polska – Turcja – Tajlandia – Singapur.

Gdzie skonczyliśmy naszą wycieczkę po Chiang Mai? Było o kursie gotowania i o pysznym tajskim jedzeniu na uroczym targowisku pełnym zapachów, kolorów i gwary, i było o spotkaniu twarzą w… trąbę ze słoniem i o podróżowaniu skuterem po okolicy.

Chiang Mai by night koty w Tajlandii

A dzisiaj będzie o… będzie znowu o jedzeniu – powiem wam, czego i gdzie obowiązkowo trzeba w Chiang Mai spróbować i o tym, gdzie jeszcze warto na skuterze pojechać, a potem odlecimy na rajską wyspę. Jesteście ciekawi gdzie?

Naszą przyjemną pogawędkę z rodziną Trąbalskich, przerywa wiatr i groźnie wyglądająca drakońska chmura. Ruszamy pospiesznie, gdzieś z okolicy Sanoeng Forest w stronę miasta. Udało się. Wygrywamy wyścig z deszczem. Juhu!

widoki w Chiang Mai

Trzeba uczcić to… posiłkiem. Nasze brzuchy głośno domagają się pożywienia. A wiemy, co i gdzie powinnyśmy zjeść! Nasza tajska koleżanka powiedziała: “Bez tego nie wyjeżdżajcie z Chiang Mai”, a że my jesteśmy posłuszni, szczególnie jeśli kwestię jedzenia chodzi, idziemy za jej radą.

Co trzeba zjeść w Chiang Mai?

Khao Soi (Kao Soi lub Khao Soy) to flagowe danie prowincji Chiang Mai, zwane często “Chiang Mai Noodles“. Przepyszne danie! Oryginalnie pochodzi z Birmy, ale Tajowie dostosowali je w udany sposób do potrzeb swoich kubków smakowych. Czym jest Khao Soi? Khao Soi to zupa z kluskami. Nie robi na Was wrażenia? To posłuchajcie dalej.

Khao Soi

Drobiowy wywar jest gęsty i bardzo intensywny, jego smak przełamuje tajski czerwony proszek curry, czyli rzadko używany, bardzo aromatyczny miks kurkumy, cynamonu, musztardy i pieprzu oraz popularna tajska pasta curry składająca się z piekielnie ostrych papryczek chilli, trawy cytrynowej, limonki, kolendry, szalotek, świeżo posiekanego czosnku i mojego ukochanego imbiru. Ale to nie wszystko, w Khao Soi nie może zabraknąć sosu sojowego i rybnego, a wszystkie smaki łagodzi tropikalne mleko kokosowe i odrobina kokosowej śmietanki. Co z kluskami? Na dnie pływa jajeczny chiński makaron, a na wierzchu te same jajeczne kluski, ale w chrupiącym wydaniu. Mniam. Wszystko możemy przyprawić sobie sami podaną na talerzyku obok kolendrą, limonką, cebulą i zielonymi warzywkami. Efekt? Smak, który przeszywa Cię od stóp do głów, smak który chciałoby się odtwarzać codziennie. Niebo w gębie.

Długo szukamy polecanej przez wszystkich knajpy Samer Jai, serwującej ponoć najlepsze Khao Soi w mieście, ale poddajemy się. GPS, nazwy ulic, numery domów to jakaś abstrakcja w Tajlandii. Siadamy więc w najbliższej reatauracji, lokalnej stołówce dla miejscowych i zamawiamy długo oczekiwane Khao Soi. Nasze żołądki wariują ze szczęścia. To jest zdecydowanie orgazm kubków smakowych, zachwyt, chciałoby się więcej. Jemy dwie porcje i ledwo wytaczamy się zza stolika. I wiecie co się okazuje? Że knajpa, w której jesteśmy to ta knajpa której szukaliśmy, Samer Jai, tylko na zewnątrz nie ma żadnego szyldu, bo tu przychodzą Tajowie, im szyldy nie są potrzebne.

Samer Jai

Nazwę Samer Joi wyczytujemy dopiero na kilku certyfikatach jakości i dyplomach rozwieszonych na ścianach. Niech Samer Jai i Khao Sai będą waszym punktem obowiązkowym w Chiang Mai! Zresztą wielu się z nami zgadza i wy też się zgodzicie. Jestem przekonana. A po przepis zapraszam np. tutaj.

Po tym jakże miłym, iście seksualno-jedzeniowym doświadczeniu, ruszamy dalej zdobywać świat na skuterze. Tym razem jedziemy w drugą stronę, w stronę buddyjskiego zakonu Doi Suthep, na szczycie góry Suthep, do którego prowadzą wysokie, 300-stu stopniowe, bogato zdobione schody Naga Serpent Staircase. To okolica bardzo turystyczna, ale spacer  wśród pokrytych złotem małych świątyń, wśród zapachu kadzideł i świeżo zerwanych kwiatów lotosu, warty jest przedarcia się przez tłum przyjezdnych. Magia i spokój rozsiane są w powietrzu.

bless us Doi Suthep Chiang Mai

Naga Serpent Staircase widok na Doi Suthep

Jedziemy wyżej, w góry, obserwujemy panoramę miasta, i co jakiś czas zatrzymujemy się na mały spacer w gęstwinie lasów. A potem… nie uwierzycie. Znowu uciekamy przed burzą, tym razem mniej skutecznie. Przemoczeni docieramy do hotelu, udajemy się na krótką drzemkę, żeby wieczorem pośmigać znowu uliczkami Chiang Mai, tym razem po zmroku.

I odkrywamy coś bardzo fajnego! W sumie to dwie fajne rzeczy. Pierwsza to knajpa (tak, znowu będziemy jeść), gdzie siedzi się na podłodze i nogi swobodnie dyndają ci nad ziemią. Czy to nie jest kapitalny pomysł? Więc zdejmujemy klapki, i zasiadamy na piwo i kurczaka na ostro. Jest ostro! Bardzo. A wokół tylko miejscowi. Tylko za grzyba nie wiem, jak Wam wytłumaczyć gdzie to jest! Sama nie wiem, czy bym dotarła tu po raz drugi…

knajpa w Chiang Mai

A potem jeździmy w tą i spowrotem, skręcamy w  lewo i w prawo, i znowu w prawo, kawałek prosto, potem jest jednokierunkowa więc robimy małe kółko i trafiamy do chińskiej dzielnicy, na nocny market. Ale to nie taki market dla turystów, z turystów to jesteśmy tylko my i jeszcze jedna zagubiona parka. Są ciuchy, elektronika, jedzenie, zabawki i moje ulubione owoce – Mangostany 🙂

Mangostan

Ciuchy w moim rozmiarze, ale “elephant size” dla Samka nie ma (Chińczycy dorastają mu jakoś pod pachę), więc ja się obławiam, a jemu udaje się kupić jedynie skarpetki. Biedak. Jest super tanio, jest super atmosfera, jest super jedzenie. To targowisko polecam każdemu, ale sławny nocny market opisywany we wszystkich przewodnikach – odradzam stanowczo.

Tak się kończą 3 cudowne dni w Chiang Mai, zadowoleni rozwalamy się na łóżku i podsumowujemy.

Co trzeba obowiązkowo zrobić w Chiang Mai?

1. Wypożyczyć skuter i pozwiedzać okolicę na dwóch kółkach. To jedyny słuszny sposób na wakacje w północnej części Tajlandii.

2. Iść na kurs gotowania, nawet jak nie lubi się gotować. Kurs gotowania to po prostu świetna zabawa!

3. Zjeść Khao Soi, czyli tajską zupę z nudlami. Pycha!

4. Zobaczyć słonia. Przeżycia porównywalne do tych, które miałam przytulając koalę.

Z uśmiechem stwierdzamy, że wszystkie punkty odhaczone – możemy jechać dalej. Lecimy na Koh Samui. Szykujcie kostiumy kąpielowe i ślubne stroje, bo będzie wesele na plaży! Ahoj towarzysze!

Jeśli podobała Ci się ta opowieść – zostaw komentarz, albo przekaż dalej! Będzie nam bardzo miło. Dziękujemy.

Julia i Sam.

 

 

14 komentarzy

  • Julia, a jesteś w stanie jakoś nakreślić trasę do Samer Jai?

  • Pozytywnyskok pisze:

    Zgadzam się z tym co napisałaś w 100%:)
    Chiang Mai ma swój urok. Mieliśmy okazję spróbować na tamtejszym targu najlepszego kurczaka w Tajlandii (choć nie mam pojęcia niestety jak się nazywał o ile nazwę miał:) ) Polecam również hostel “Julia” bardzo przyjemne miejsce z super klimatem:)
    Pozdrawiamy!

    • Julia pisze:

      O hostel mój imiennik 😀 Chyba tam się zatrzymamy następnym razem. A nazwami jedzenia to tak kurcze bywa niestety, że czasem się nie wie co to, ale było pyszne!

  • Chiang Mai to bezapelacyjnie mój ‘home away from home’!
    Przedwczoraj kupiłem bilet i odliczam dni(niestety bardziej miesiące)- zimowanie w Chiang Mai to jedyna słuszna opcja!
    pzdr

  • mangostany to też moje ulubione 🙂
    pamiętasz smak pierwszego mangostana? Ja pamiętam, to było w Wietnamie dwa lata temu, smak całkowicie powalił mnie na kolana 🙂 mocno i ciepło pozdrawiam

    • where is juli + sam pisze:

      Oczywiście, że pamiętam! To było, gdzieś w Malezji, w drodze do Ipoh, zerwane prosto z drzewa.

  • Monika pisze:

    Chiang Mai fajne jest.
    Wielokrotnie gotowałam dania, których nauczyłam się na kursie gotowania tam. Mój jedyny problem polegał na tym, że chociaż wszystkim te dania smakowały to ja… nie przepadam za kuchnią tajską 😀

  • Bochenka pisze:

    Najwspanialsze miejsce w jakim byłam! Jadłam zupę, byłam na kursie gotowania i karmiłam słonie. Skutera nie wynajęłam- nigdy nie jeździłam i tu się po prostu bałam. Choć osobiście jestem największą fanką green curry- w każdym zakątku Tajlandii. Ale zwiedzanie okolic wynajętą rikszą (cały dzień za 50zł) też uważam za bardzo udane. Miejsce, do którego zdecydowanie trzeba wrócić! Dzięki za przypomnienie 🙂

  • kanoklik pisze:

    Cudowne zdjęcia 🙂 Mam nadzieję, ze tez kiedyś będę miała okazję Khao Soi spróbować.

  • Ewa pisze:

    Byłam na kursie gotowania w Kambodży w Phnom Penh. Faktycznie świetna zabawa 🙂
    Gorzej, że próbując powtórzyć kulinarny wyczyn azjatycki potem w domu strułam się swoim własnym daniem 😀

    • where is juli + sam pisze:

      No i już jesteś odspamowana Ewa! 🙂 My jeszcze nic z kursu nie gotowaliśmy, ale się zbieramy… dam znać jak nam poszło 😉

Leave a Reply