Skip to main content


© The Gospo’s

Emigracja i życie w Australii

Już nie tęsknię, Polsko

By 1 maja, 202047 komentarzy
Już nie tęsknię, Polsko

Emigracja i tęsknota idą w parze. Ale z nimi idzie też idealizacja przeszłości i konformizm. Nie chcę iść tą drogą, skręcam w swoją.

Dom pierwszy i dom drugi…

To już sporo ponad trzy lata, odkąd wyjechałam w podróż dookoła świata i sporo ponad dwa, odkąd mieszkam w Australii. Do Polski wracałam kilkukrotnie, za każdym razem – jak do domu. Tego jednego, jedynego domu. I mimo, że mój nowy dom jest teraz tu, w Brisbane, to tam, w Milanówku, był ten… prawdziwszy? Jechałam niby w odwiedziny, a tak naprawdę do siebie, wreszcie wracałam na chwilę do siebie. Potem, po powrocie do Australii, długo wylizywałam się z tęsknoty i wskakiwałam w te, nie do końca jeszcze rozchodzone, buty. W Polsce, w tym rodzinnym domu, czułam się jak… w domu – w pierwszym domu. Australijski był drugim.

Przeprowadzka uczuciowa

Podczas ostatniego wyjazdu coś się jednak zmieniło… Po raz pierwszy, podczas pobytu w Polsce, czułam że jestem… na wakacjach, a że dom (ten prawdziwy i pierwszy) został tu, w Brisbane. Coś we mnie w końcu kliknęło, przestawiło się, a może pozwoliłam sobie sama na zaakceptowanie rzeczywistość?

Byłam szczęśliwa będąc tam i jestem szczęśliwa będąc tu. Nie musiałam się wylizywać po powrocie. Wreszcie! Nie żebym nie była szczęśliwa wcześniej (chyba znacie mnie na tyle, że wiecie o moich skłonnościach do ewakuowania się z miejsc, gdzie mi nie jest fajnie), ale korzenie jakoś nie mogły się głębiej zapuścić. Czemu?

Tęsknię…

Tęskniłam. Tęskniłam za polską kuchnią (och te pierogi i chleb) i piwem, tęskniłam za ulubionymi miejscami, za tą łatwością komunikacyjną, za swobodą, której zawsze w Polsce miałam więcej, za śniegiem i Świętami, za znajomymi, przyjaciółmi i rodziną.

Podczas mojego ostatniego wyjazdu do Polski – otrzeźwiałam. Dosłownie, jakby ktoś wylał kubeł lodowatej wody na moją głowę. Otrzeźwiałam. Czemu? Bo zrozumiałam, że wpadłam w te sidła tęsknoty i idealizacji. Jak mogę nie tęsknić za tym wszystkim, jak tyle osób wokół mnie za tym tęskni (sama zresztą popełniłam kiedyś tekst o tęsknocie za Polską)? Przecież wszyscy na drugim końcu świata tęsknią za polskim jedzeniem, zimą, relacjami! Jak mogę nie tęsknić za tym wszystkim, co z perspektywy czasu i odległości, staje się takie perfekcyjnie? No jak?!

Mogę nie tęsknić, tak niezdrowo i bezsensownie, tylko muszę sobie na to pozwolić. Podczas tego wyjazdu do Polski to właśnie odkryłam.

Nie tęsknię…

W sumie nie tęsknię za jedzeniem, bo po pierwsze nigdy nie byłam wielką fanką polskiej kuchni, a po drugie – wszystko co lubię, mogę sobie ugotować. Mogę sobie upiec też chleb z chrupiącą skórkę, czy zrobić mielone z buraczkami, a jak czegoś nie mogę, to moja nie-teściowa wyciągnnie mi to spod ziemi (zresztą zawsze czeka na mnie z garem ukochanej ogórkowej). Nie tęsknię też za piwem, bo przerzuciłam się na wino, które w Australii jest wyśmienite. Czy tęsknię za miejscami? Też chyba nie, bo tamte już wcale nie są moje i nie są takie same. Nie tęsknię też wcale za tą „łatwością komunikacyjną” i swobodą, bo sama nie wiem czy ta moja, australijska, nie jest już teraz większa. A śnieg? Dziękuję. Zimę wolę mieć z wyboru, tak na tydzień w roku. Zdecydowanie lepiej czuje się ciepłych klimatach.

Wszystko to darze wielkim sentymentem, to chyba lepsze niż tęsknota – sentyment. Nie chcę już rozdrapywać na siłę przeszłości, tylko po to, żeby tęsknić. Chcę patrzeć w przyszłość: na te nowe miejsca, nowe doświadczenia kulturowe czy kulinarne, na nowej znajomości i przyjaźnie, na to wszystko, co przede mną, a nie za mną. „Tamto” mogę zachować w jednej z szuflad i pilnować, żeby nie zgubiło się przy przeprowadzce, ale nie mogę ciągle tej szuflady otwierać. Muszę kochać bez uniesień. Dziś lubię być tu, gdzie jestem dziś i tym chcę się cieszyć. A gdzie będę jutro…? Kto to wie.

Bo są ludzie…

Jest jednak coś co się nie zmieni. Jedyne za czym tęsknię – to człowiek. To z tęsknotą z bliskimi muszę nauczyć się żyć.

Z tą tęsknotą muszę nauczyć się żyć.

Tylko czasem zastanawiam się, czy te moje relacje z rodziną i przyjaciółmi nie są teraz pełniejsze? Nie jest nam dane spędzać ze sobą dużo czasu, ale to chyba dlatego ten, który mamy, spędzamy na sto procent. Z każdej sekundy ciągniemy do dna, w żadnej rozmowie telefonicznej nie udajemy, nie zwlekamy z wyznaniami, nigdy o sobie nie zapominamy. Dbamy o to, żeby to, co między nami nigdy nie zwiędło.

P.S. A może tak sobie wmawiam, żeby było mi łatwiej?

47 komentarzy

  • elzbieta jurkiewicz- buczek pisze:

    Dominiku, mieszkam w Australii juz 11 rok, poczatkowo bylo to Gold Coast ( Broadbeach ), teraz Tasmania ( Hobart )..G.C.jest pieknym nowoczesnym miastem z cudownymi plazami, ale jak dlugo mozna podziwiac wiezowce, olbrzymie shoppingi..bylo za cieplo, za wilgotno i nudno..moze dlatego, ze tesknota za Polska byla ogromna..jak uswiadomilam sobie pewnego dnia na plazy, ze juz nigdy nie zobacze opadajacych lisci, nie ubiore zimowego plaszcza, nie pojde do lasu na grzyby, nie poplywam w jeziorze..to zrobilo mi sie smutno..przeprowadzilismy sie najpierw do Melbourne, ale tam wytrzymalam zaledwie 2 tygodnie..olbrzymie odleglosci, ciagle w aucie, wiecznie w korkach..potem byl prom na Tasmanie…i tutaj zrobilo mi sie nieco lzej, bo klimat i niektore widoczki odrobine przypominaly Europe..ale i tak to nie jest to samo..tesknie za zapachem polskich lasow, za zapachem Baltyku, za Mazurami, za pogaduszkami z nieznajomymi i za knajpkami, ktore o kazdej porze serwuja obiady i kawe i sa otwarte dluzej niz w Australii..jest rowniez mnostwo rzeczy, za ktore kocham Australie..za usmiech obcego czlowieka, za “morning ” na plazy podczas porannego spaceru, za kompletna dowolnosc stroju na ulicy i tysiace innych…poczatkowo tesknota byla ogromna, teraz po tylu latach nadal mi towarzyszy, ale juz mniej meczy..zdalam sobie sprawe, ze emigracja rozdziera serce na polowe i juz nigdy nic nie wraca do normy, trzeba ja zaakceptowac..jestem w Polsce, po 2 tygodniach tesknie za Tasmania, wracam, tesknie za Polska ..zawsze tesknie…taki juz los emigranta..tak mysle..

  • Anna pisze:

    Witam Julio (jeśli pozwolisz, że tak familiarnie się do Ciebie zwrócę 🙂

    Właśnie słucham Chilli Zet w którym jesteś Gościem. Przypadkowo mocniej zasłuchałam się kiedy usłyszałam o emigracji i tęsknocie. A po kilku minutach już byłam na Waszym blogu.
    Temat jest mi wyjątkowo bki, bo lisod 7 miesięcy mieszkam na stałe w Szwajcarii mój Mąż jest Szwajcarem więc można powiedzieć, że przyjechałam za sercem 🙂 W Polsce, w Krakowie, które jest moim rodzinnym miastem byłam osobą “ustawioną zawodowo”, otoczoną grupą wspaniałych osób, mającą własne pasje i zajęcia, kochającą życie i miejsce w którym jestem, wieczna optymistka. Jednak zdecydowałam się na wyjazd tutaj nie, to nie jest kwestia żałowania. Po prostu wpadłam teraz w jakiś dół tęsknot, dół w którym rządzi przekonanie, że nigdy tu nie będzie tak dobrze jak było w Krakowie. Szukam pracy a tak jak powiedziałaś w radio, wszystkie moje dyplomy, uczelnie, certyfikaty tu nie wiele znaczą. Ach, mogłabym pisać godzinami. Ale pisząc słucham Ciebie w radio i myślę sobie po co rozkminiać, po co się katować, po co idealizować coś co idealne nie było…Dziękuję Ci Julio. Wracam do nauki języka niemieckiego (ha ha ostatni język na ziemi jakiego chciałam się kiedykolwiek nauczyć 🙂 🙂 i idę przez ten mój nowy Dom z tęsknotą pod rękę 🙂 Bardzo Ci dziękuję!! Pozdrawiam Was serdecznie. Anna

  • Agata pisze:

    Hej, fajnie to podsumowalas i bardzo sie z Toba zgadzam ale chyba nadal ciezko mi sie do tego przyznac tak przed sama soba. Wiec tak juz od 15 lat na emigracji otwietam tą szufladke z przeszlosci I mnie to zawsze przytlacza. Obecnie mieszkam w Nowej Zelandii I to niby tutaj jest moj drugi dom ale ja nadal nie mam odwagi nazywac domem to inne miejsce. Aczkolwiek bedac w Polsce tesknie za Nowa Zelandia a bedac w Zelandii zawsze bardzo tesknie za Polska. I tak w kolo od lat. Super ze Tobie sie to udalo I mam nadzieje ze I ja pewnego dnia znajde to cos w sobie ze bede po prostu szczesliwa gdzie jestem. No I ze czasem to szczescie bede czerpala wlasnie z szufladki w bardzo pozytywny sposob.
    Pozdrawiam.

  • agsa pisze:

    odezwij się na sacero53 (skype)

  • Maria pisze:

    Ja jestem już w Australii czwarty raz, tym razem “bezterminowo”. Historia podobna do Twojej, 6 lat temu w Krakowie poznałam swojego Australijczyka i obecnie mieszkamy w Sydney, mija właśnie czwarty miesiąc. We środę mój pierwszy dzień w pracy. Wcześniej mieszkałam już w Kanadzie i w Hiszpanii, spędziłam wiele Świąt poza domem. Zawsze jednak miałam poczucie, że to tylko na chwilę, na rok… tym razem jest inaczej i choć walizka była nie tak znowu wielka, wiedziałam, że wyprowadzam się na tzw. “stałe”. Pożegnanie z rodziną rozdarło mi serce. Tu, na miejscu nie mogę na nic narzekać, wynajmujemy fajne mieszkanie, mieszkamy nad samiutkim oceanem, mamy dobre prace. Pogoda, zarobki, jakość życia, uprzejmość ludzi, poczucie bezpieczeństwa, powietrze… to wszystko nieporównywalne z Polską. Pomimo to, jestem na razie na etapie “rozterek młodego Wertera”, jak to ładnie nazwałaś. I może za mało czasu minęło, ale nie wiem czy to kiedykolwiek minie… Wydaje mi się, że jest to kwestia charakteru, są ludzie, którzy łatwiej się przyzwyczajają, mają skłonność do patrzenia wprzód a nie wstecz. Ja niestety zawsze byłam melancholijna i sentymentalna. Będąc tak daleko od domu to wszystko jest spotęgowane i często oczywiście “sztuczne” bo wyidealizowane, przesadzone. Ale obawiam się, że w pewnym momencie trzeba sobie po prostu zadać to pytanie: czy emigracja jest dla mnie? Czy na pewno tego CHCĘ? Bo pytanie “czy dam radę?” jest bez sensu – zawsze się da radę. Pytanie jakim kosztem i czego bardziej będziemy za kilkanaście lat żałować. Ja niestety często myślę, że nie poradziłabym sobie z wyrzutami sumienia, że zostawiłam tam wszystko i wszystkich i, że pozostały mi kilkutygodniowe spotkania z rodziną raz do roku. Nie mogę się pogodzić z tą myślą, że nie ma mnie przy nich na co dzień i ich nie ma przy mnie w zwyczajnych, codziennych rytuałach. Nie mogę się też pogodzić z myślą, że moje dzieci byłyby jednak Australijczykami, którzy “nie czują” tego wszystkiego tak jak ja. Na razie bardzo się staram, ale nie wiem jak to będzie. Bo tęsknie nie do opisania…

    • Julia Raczko pisze:

      Dzięki za długi komentarz Mario! I wiesz, trochę tak, jakby czytała siebie. Myślę, że (nie wiem czy to dobrze czy źle) czas wiele zmieni. Trzymam kciuki, żebyś była w miejscu, gdzie będziesz szczęśliwa.

  • Aga pisze:

    Nie tęsknie za rzeczami bo to można kupić wszędzie ale od kiedy przeprowadziłam się do Toronto, przeszkadza mi trochę różnica czasu. O 18 chcę napisać do znajomych a tu już nie można bo śpią.. Tęsknie za mamą, chciałabym ją zabrać do siebie, spotykać się kiedy tylko mam na to ochotę i chodzić do niej na obiad. Mam nadzieje że się uda 🙂
    Pozdrawiam

  • Agsa pisze:

    Dlaczego tęsknię za Australią? Jestem w niej szczęśliwa. Ogarniam ja myślą a ona mnie nie. Jestem jedną z wielu. Wewnętrzna samotność wśród tłumu. Dawanie siebie na tyle, na ile się chce. Wymarzona przeze mnie anonimowość. Mogę skupić się na sobie, swoich emocjach. Zbliżanie się ludzi przez codzienność, często wymuszony kontekst powoduje wiele zakłóceń. Do ludzi trzeba zbliżać się powoli by było jak najmniej tych niedobrych zaskoczeń.
    Kocham codzienne bieganie nad rzeką, niekiedy nad oceanem. Pokochałam port, z którego wypływam i poznaję świat. A dom jest tam, gdzie nasze serce, Bez niego jest tylko mniej lub bardziej luksusowym budynkiem.

  • Kasia pisze:

    a zauważyłam ze z tych samych okolic jesteś z Polski. Moi rodzice mieszkaja w pomiędzy Podkowa Leśna a Milanówkiem 🙂 Właśnie siedzę w kafejce Weranda w Podkowie, gdzie robia przepyszne ciasta!pozdr, K

  • Kasia pisze:

    Nie tęsknie za Polska, ale tęsknie za rodzina która tam została. Poza Polska mieszkam 13 lat. Wyjechałam w wieku 18 lat wiec dość łatwo się zaklimatyzowałam w nowym miejscu. Też udałam sięłam w podróż dookoła świata, dużo widziałam i przyznam ze to była jedna z lepszych moich decyzji. Zamiast domu, mam niesamowite wspomnienia i doświadczenia. Obecnie moje rzeczy sa w porcie w Melbourne, gdzie na mnie czekaj. Przylatuje za tydzień. W Australi byłam pare razy, inna mentalność inny styl życia, i to mnie przyciagneło 🙂 Fajny wpis, dzięki. Pozdrawiam, Kasia

  • Sara pisze:

    trochę “lipy” jest też w Tobie; mam takie wrazenie. Wartosci trzeba wypośrodkować są albo i ich nie ma przez pryzmat nas samych. Pozdrawiam.

  • Ja tu wróciłam, chociaż wcale nie tęskniłam. Za każdym razem, kiedy sunę przez metro Ratusz Arsenał, myślę sobie; ale lipa. Za każdym razem, kiedy ktoś szturchnie mnie słowem kurwa też myślę: ale lipa.

  • Kuba pisze:

    Ja tęsknię codziennie. Codziennie jak jestem w pracy tęsknie za swoim domem na wsi i marzę o tym, żeby nie musieć. Żeby żyć powoli, spokojnie bez zbędnego pośpiechu. Czuję, że ten moment się zbliża. Tęsknię za Bieszczadami w których nie byłem już 3 lata. tęsknię za ulicami Londynu.

    • Julia Raczko pisze:

      A czy nie jest tak, że ‘musieć’ ma się z wyboru? Że to tęsknota za szczęśliwymi czasami, w chwili, gdy nie jest się do końca szczęśliwym?

  • Natalia pisze:

    Tak sobie pomyślałam dzisiaj, że moja tęsknota objawia się w śmiesznej dumie. Na przykład ten tłusty czwartek (nie wiedziałam, że chyba tylko w Polsce się to obchodzi). Opowiadałam wczoraj mojej rosyjskiej współloktorce, ze paczki, to tamto. Ona opowiedziała, że Stalin ustanowił czwartek dniem ryby, i tam tylko z rybą się czwartek kojarzy.
    Widze na fb wydarzenia typu “nie zjem paczka” itd. i nigdy nie jadłam, a będąc poza Polską nie mogłam się powstrzymac. Czekają w kuchni na Lenę i razem zjemy. jakbym było w szczecinie

  • Aldona Kmiec pisze:

    Myslac o Polsce tesknie za wspomnieniami z dziecinstwa, rodzinka i mala garstka znajomych ktorzy jeszcze mieszkaja w Polsce. Z wyboru nie mieszkam w duzym miescie w Australii, bo pozwala mi to na wiekszy luz w sposobie zycia, duzo wolnego czasu i mieszkanie w podobnym miejscu jak w Polsce, ozywiajac wspomnienia o ogrodzie, naturze, zwierzetach.

    Nigdzie na swiecie nie ma idealnie, ale jesli serce potrafi sie znalezc gdziekolwiek, to tam jest jego miejsce.

    Pozdrawiam Juli 🙂

    x

    • Julia Raczko pisze:

      Bardzo mądrze powiedziane. Za tymi wspomnieniami z dzieciństwa tęskni się chyba z czasem jednak bez względu na to, czy jest się tu czy tam. Jak myślisz?

  • Dom pisze:

    Haha! W sumie to duzo prawdy w tym co piszesz… ale ja nie umiem wyprzec tego co tak mam zakorzenione. Tesknie za Europejskoascia, za ludzmi ktorzy sa bardziej otwarci niz Australijczycy, za poczuciem tego ze mozna cos przeskrobac i nie zaplacisz za to miliardow dolarow. Za to ze przecitny czlowiek wie wiecej o Swiecie niz wyksztalcony Australijczyk…. Za tym ze kazdy jest inny i ma inaczej bo tu kazdy ma wszystko i tak samo i jest troche nudno. A najbardziej tesknie za tym zeby ozdob Boznonarodzeniowych nie zdejmowano 27 Grudnia (bo dla marketingu to koniec Swiat) a jaka Wielkanocne sa w sprzedazy od polowy Stycznia. Duzo bym oddal ze to zeby na mazury na tydzien pojechac na zagle. Ze znajomi. Po taniosci. Poswpiewac szanty, poznac ludzi przy ognisku. Pojechac obskurnuym pociagiem i napic sie w nim piwa siedzac na schodku… Zeby sobie troche z przypadkowymi ludzi ‘ponarzekac’ na wszystko i wszystkich. Za tym ze bary i puby sa otwarte do rana a nie do 3 w nocy, za tym zeby na weekend skoczyc do Pragi albo Sztokholmu…..
    Chyba mi jeszcze nie kliknelo tak jak Wam. Mam nadzieje ze mi nigdy nie kliknie.
    Ale, nie wyobrazam sobiem pracowac za 3500 zl…. z marna perspektywa zmiany.

    • Julia Raczko pisze:

      Cześć Dominik. Dziękuję za długi komentarz. A jak długo jesteś w Australii? Lubisz tu być? Dlaczego nie chcesz, żeby kliknęło?

    • Agsa pisze:

      W Polsce perspektywa już inna (bardziej korporacyjna) a i praca za 3500 jest jeszcze luksusem). Szybko byś wrócił. System boloński zbliża nasze studia do australijskich. Ludzie też zamykają się w sobie. Narzekasz – powiedzą o Tobie nieudacznik. Miliardów dolarów nie zapłacisz ale w przełozeniu na złotówki w stosunku do tego co zarabiasz…nie powiem. Warsu też już nie ma…a poetyka pociągu…zależy na jaki trafisz. Tęsknisz,sądzę, za wspomnieniami a zderzysz się z rzeczywistością. I tak nawiasem – jak stracisz piekne lazurowe niebo, ciepło, szum oceanu – dopiero zatęsknisz. Pozdrawiam.

  • Jak wszystko, także tęsknota ma swój kres. Powiadają, że tam Twój dom, gdzie serce Twoje. Tyle, że można kochać wiele razy.
    Wszystkiego dobrego.

  • Anna pisze:

    Ha… jako serial expat przeprowadzając się co parę lat ja tęsknię za wszystkimi dawnymi domami. Jak jestem w Londynie chce być w Meksyku, jak jestem w Meksyku tęsknię za California. Dziwnie za Polską nie, ni ale za młoda byłam jak wyjeżdżam wiec ani Polski nie znam ani juz nie pamiętam 🙂

  • Agsa pisze:

    Moi drodzy, będę pod koniec lipca w Brisbane. Już czwarty raz;to też poniekąd mój drugi dom. Ale mieszkam w Polsce. Chętnie poznałabym Was.

  • Marta pisze:

    Świetny tekst! Podpisuję się rękami i nogami 🙂

  • Aleksandra pisze:

    Ja mieszkam w Stanach ponad 23 lat. Bylam dzieckiem kiedy wyjechalismy z Polski. Kocham Polske i tesknie za nia w sensie ze nie mieszkam tam zskad pochodze, no i oczywsicie ze jestem strasznie daleko od rodziny. Chociaz moim pierwszym domem zawsze bedzie Polska, uwazam ze kogos dom jest tam gdzie jest mu dobrze i gdzie sam wybiera. Ja mam meza Amerykanina i mamy dwu letniego synka. Chociaz Polska zawsze bedzie moim domem w sercu, moj dom jest gdziekolwiek jestesmy razem. 🙂 Bedac w Polsce i rozmawiajac z ludzmi, wiem ze ten sentyment nie jest popularny w Polsce–nie ktorzy widzieli mnie/imigrantow jako zdradcow/anty-polakow. 🙁 I dla osoby co bardzo kocha Polske i i jest wazne dla mnie aby podtrzymywac culture i jezyk w moim Amerykanskim zyciu i Polsko-Amerykanskiej rodzinie, to jest bardzo ciezko uslyszec.

    • Julia Raczko pisze:

      Cześć Olu 🙂 Myślę, że ta ‘inna’ tęsknota, o której piszę, nie wyklucza kultywowania tradycji, co ja staram się robić, jak mogę! A Ci od ‘zdrajców’ niech spadają na drzewo. Nie przejmuj się nimi. Szkoda zdrowia.

  • Natalia pisze:

    ja tesknie za Szczecinem, bedąc w Berlinie. ale to pierwsze 4 miesiące, więc może minie

  • Ivon pisze:

    Bravo Julka! Za odwage napisania tych slow: nie tesknie ! Bo trzeba byc odwaznym zeby wszem i wobec oznajmic ze nie teskni sie za Polska. I ja nie tesknie choc to tylko rok emigracji.zawsze z niej uciekalam pomimo ze dawala mi dobra prace i znosne warunki zycia. I choc czasem skusze sie mile na chlebek z Aldi bo przypomina ten polski to i bez niego sie obejde. Przytulam to co hiszpanskie i ciesze sie ze moj Dom jest teraz tutaj.i tak prawdziwie czuje choc pewnie przyjdzie mi jeszcze zjechac mnostwo km hiszpanskich zanim.znajde tu swoje Miejsce…a moze Hiszpania to tylko tak na chwilke przed Australia???bo to w niej sie zakochalam i tesknie wciaz…

    • Julia Raczko pisze:

      Dzięki Iwona! To wszystko jest we mnie takie żywe i szczere, że przez myśl mi nie przyszła odwaga. Ale dziękuję – za wszystkie mądre słowa. Szukaj swojego miejsca! Oby z sukcesem.

  • Monika pisze:

    Julka doskonale Cię rozumiem. Ja to kliknięcię miałam podczas mojego pobytu w Polsce w 2014. Po powrocie do Kanady wróciłam bardziej jak do siebie, do swojego codziennego życia, kątów. W Polsce czuję się jak na wakacjach, a jedyne za czym tęsknię to rodzina. Ta tęsknota też jest inna, dojrzalsza. Powiem Ci, że fajnie mieć świadomość nie kreowania sobie w głowie idealnej Polski, pozwala to bardzie żyć tu i teraz. Pozdrowienia!

    • Julia Raczko pisze:

      Cześć Monika! Właśnie… te kąty. Coś czuję, że mamy w 100% tak samo, bo to co piszesz mogłoby wyjść spod mojego palca.

  • Marta pisze:

    Pięknie to wszystko ujęłaś, Julia. Codzienne rozterki, tęsknoty, rozmyślania emigranta… Ja również tęsknię, ale za ludźmi i może troszkę za niektórymi daniami (pierogi, leniwe ;), ale za krajem jako takim nie tęsknię wcale. Dużo lepiej się czuję po prostu w kraju, w którym żyję obecnie – spokojniej, radośniej, pozytywniej patrzę w przyszłość. Kiedy jadę do Polski to czuję, że odwiedzam mój drugi dom, ale jednocześnie traktuję taki wyjazd jak urlop / wakacje, a do domu – tego aktualnego – wracam dopiero kiedy z Polski wyjeżdżam. Pozdrawiam.

    • Julia Raczko pisze:

      Dzięki Marta! Fajnie, że czujemy podobnie. To zawsze utwierdza w myśleniu. P.S. Pierogów nie robisz?!

  • Krzysiek pisze:

    Ja po 5 latach w Australii wrocilem do Polski. Powrot nie byl podykotwany tym, ze jakos mega tesknilem za Polska – po takim czasie zaklimatyzowalem sie w Australii (np jak wrcalem z wyjazdu na Bali ladujac w Sydney czulem sie jakbym wracal do domu). Powrot do Polski bym spowodowany praktycznymi powodami oraz tym by byc blizej rodziny i znajomych).

    Ciezko powiedziec gdzie jest lepiej , na pewno w Australii sa plusy ktorych nie ma w Polsce i vice versa :).

    Puenta moja jest podobna do Twojej, tzn tak na prawde wszedzie mozna osiasc na swiecie i tak na prawde mowienie o wielkiej tesknonocie za krajem jest przesadzane (tesknimy tylko za ludzmi…)

    pozdr,
    Krzysiek

    • Julia Raczko pisze:

      Chyba nie ma co nawet porównywać, gdzie jest lepiej! Zawsze, jak ktoś mi zadaje to pytanie, strasznie się wkurzam, bo jak można porównać dwa tak różne miejsca na świecie i właściwie po co? Życzę Ci najlepszego w Polsce! Ciekawa jestem czy kiedyś wrócisz do Australii…

      • Krzysiek pisze:

        na razie przez dwa miesiące daje radę i mi nie przeszakdza szaro-bure niebo. Znajomi sie tylko ze mnie śmiali jak się pytałem: co tak tu ciemno w środku dnia ?! w każdym bądz razie jak bym wracał do Australii to dam znać 🙂

Leave a Reply