Skip to main content


© The Gospo’s

Ciekawe miejscaWakacje w Australii

GÓRY FLINDERSA: Magia natury

By 28 maja, 20204 komentarze
GÓRY FLINDERSA: Magia natury

Suche liście szeleszczą na wietrze, a przy każdym jego powiewie w chłodnym powietrzu unosi się zapach eukaliptusowy. Strome schody prowadzą nas w dół, a ścieżka zlewa się z korytem rzeki, w którym nie ma kropli wody. Pomarańczowe ściany zbliżają się do siebie, aż w końcu znajdujemy się w samym środku wąwozu, Wąwozu Aligatora.

Aligator Gorge

Szczęśliwie, aligatorów w Australii nie ma. Są niemniej groźnej krokodyle różańcowe, ale to bardziej na północy, a my jesteśmy w Australii Południowej i właśnie tu zaczyna się nasza przygoda z Górami Flindersa.

Aligator Gorge znajduje się w Parku Narodowym Mount Remarkable, należącym do Southern Flinders Ranges, kilka godzin jazdy z Adelajdy. Po zwiedzeniu winiarskiego regionu Clare Valley, ruszamy na spotkanie za naturą.

  W Mount Remarkable National Park jesteśmy sami. Niewiele aut mijamy także podczas dalszej drogi. Miasteczka na trasie są ospałe, często wręcz opustoszałe, a manekiny straszą z zakurzonych witryn. Ruchliwej (chociaż to określenie to pewnie lekka przesada) robi się jedynie przy stacjach benzynowych.

Wreszcie, gdzieś tam na horyzoncie malują się te charakterystyczne szczyty, przypominające nieco zęby piły. Szaro-pomarańczowe skały odcinają się wyraźnie na tle błękitnego nieba. W polu stoi wysoki wiatrak, a obok przechadza się emu. – Stój! – krzyczę i szybko wyskakuję z aparatem. Wtedy jeszcze nie wiem, że przez następne kilka dnia zobaczę stada tych ptaków z bardzo bliska…

Flinders Ranges to największe pasmo górskie w Południowej Australii, które rozciąga się od miasteczka Port Piri do jeziora Collabonna przez niemal pięćset kilometrów. Tereny należały oryginalnie do aborygeńskich ludzi Andyamathanha, a dziś region jest częściowo objęty ochroną. – Stój! – krzyczę znowu, bo w środku tego pola dostrzegam komin. Bardzo stary komin i kilka murów.

Kanyaka Homestead

Zjeżdżamy boczną ścieżką w kierunku opuszczonego gospodarstwa – Kanyaka. Zostało założone w połowie XIX wieku i początkowo działało jako ranczo. Jednak życie w tak wymagającym klimacie i na odludziu okazało się dla kolonizatorów zbyt ciężkie, a po osadzie pozostały tylko zgliszcza. To zresztą niejedyne ruiny w tej części kraju.

Ikara Flinders Range National Park

Do Parku Narodowego Ikara Flinders Ranges dojeżdżamy na kilka godzin przed zmrokiem, a jechać musimy bardzo ostrożnie, bo co kilka metrów drogę przecinają nam kangury, które wyszły właśnie na kolację. Skubane nie dają żadnych znaków, a potem — hop – nagle zmieniają kierunek i wyskakują przed maską. Wiele z nich na drugą stronę przechodzi już tylko w przenośni, a na poboczu widać co chwilę, albo rozszarpujące zwłoki ptaki, albo — kości.   Im słońce schodzi niżej, tym stają się one bardziej nieuważne, a może po prostu ospałe z przejedzenia? Towarzyszą nam przy zachodzie, który oglądamy z punktu widokowego Stokes Hill Lookout. Z równym zaciekawieniem jak my zdają się patrzeć na te fantastyczne widoki, bo trudno, żeby komukolwiek się znudziły. Niebo robi się pomarańczowo-różowe, a słońce chowa się za szczytami, pozostawiając je w ciemnościach. Za naszymi plecami jest niemniej ciekawie, a krajobraz przypomina nieco filipińskie czekoladowe wzgórza. Szybko robi się zimno, a na niebie pojawiają się tysiące gwiazd. Taki właśnie jest Outback zimą.

Ikara Flinders Ranges National Park szybko wkrada się na listę moich ulubionych miejsc w Australii, a zachwyca podczas tego pobytu jeszcze kilkukrotnie… Najbardziej podczas lotu widokowego, w który wybieramy się o poranku. Nie lubię latać, szczególnie gdy samolot to mała, niepewna Cessna, ale obiecałam sobie już jakiś czas temu, że nie pozwolę, aby jakikolwiek strach ani przesadna oszczędność sprawiły, że będę żałować, że czegoś nie zrobiłam.

Niezłe widoki na Wilpena Pound

Cali podekscytowani pakujemy się do maszyny i ruszamy w górę. Tylko pilot i my. Tylko pilot, my i zachwycające krajobrazy! Część Parku Narodowego Ikara Flinders Ranges stanowi potężny, naturalny amfiteatr, zwany Wilpena Pound, a jedyna możliwość, aby zobaczyć to cudo w całości, to właśnie taki przelot. Chłonę więc patrzę, wzdycham i, mimo że część mnie umiera ze strachu, to myślę sobie „Zginąć w takim miejscu, nie byłoby tak źle”. Oczywiście, wzdrygam się na samą myśl i szybko zaciskam pas. Maszyna wpada w gwałtowną turbulencję, zupełnie jakby chciała przypomnieć, że nie ma żartów, ale chwilę później sunie już spokojnie po błękitnej autostradzie. Wilpena Pound rozciąga się na powierzchni ośmiu tysięcy hektarów. Zachwyca ogromem (jakby inaczej), kształtem, tajemniczością — bo skąd to, jak i dlaczego, jeśli z wulkanem nie ma nic wspólnego?! Na północy ciągną się pasma górskie, a potem wgórza urywają się i robi się zupełnie płasko. Czerwoną ziemię przecinają wyschnięte koryta rzek, a wszystko wygląda jak malowane. Australia. Wolność. Nieprzewidywalność. Pustka. To, co zwraca naszą uwagę od samego początku, to roślinność. Obok leciwych eukaliptusów, rosnących przy korytach rzek, zauważyć można małe, lecz dorodne sosny.

– Ktoś musiał je tu posadzić — uparcie twierdzi Sam, ale pilot wyprowadza nas z błędu. Te sosny, zwane Northern Cypress Pines, rosły tu od zawsze i to jedyne miejsce na świecie, gdzie czują się doskonale. Booking.com

Mt Ohlssen Bagge

Na nocleg wybieramy Wilpena Pound Resort, dosyć kiepski hotelu jak na takie położenie, za to odpowiednio drogi. Mimo minusów jest dobą bazą wypadową podczas krótkiego pobytu. Z wielu dostępnych szlaków wybieramy Mt Ohlssen Bagge, a trzygodzinna trasa jest dosyć wyczerpująca. Za to widoki świetne.

Old Wilpena Station

Inne miejsce, które odwiedzamy to Old Wilpena Station, czyli jedno z najpiękniej położonych gospodarstw pasterskich w Australii Południowej, które zostało zamknięte po 135 latach działalności w 1985 roku. Czas się tu zatrzymał.

Świetnie zachowane budynki pozwalają zrozumieć, jak wyglądało życie pierwszych osadników, ale okolica jest też ważne dla Aborygenów i opowiada ich historię. Bo to „Miejsce Spotkań”, czyli Ikara.  

Dość magiczną już atmosferę podkręcają przechadzające się wszędzie emu. Nigdzie indziej w Australii nie widziałam ich więcej, więc jeśli marzy wam się spotkanie ze strusiami, wybierzcie się do Ikara Flinder Ranges. Czy mówiłam już, że towarzyszą im rzesze kangurów?

Gorgeous Gorges

Niemniej atrakcyjnie jest, gdy jedziemy w kierunku „Wspaniałych Wąwozów”, czyli Gorgeous Gorges. Bunyeroo Scenic Drive to piękna, dzika droga, która prowadzi nas wprost na popularny punktu widokowy Razorback Lookout. Trudno się tu nie rozmarzyć. Panorama jest zjawiskowa — kręta żwirówka plącze się niczym serpentyna wśród łysawych wzgórz, a w tle Góry Flidersa. Mogłoby tylko przestać wiać! A gdy myślimy już, że nic nie może oczarować nas bardziej, dojeżdżamy do Brachina Gorge — drugiego z wąwozów. Prowadzi przez niego dwudziestokilometrowy szlak geologiczny, przedstawiający historię ziemi. Można się tu cofnąć w czasie o 650 milionów lat! 

Australia. Outback. Czysta magia.  Ale to nie koniec. Zabieramy was na Outback!

Poczytaj o naszych podróżach przez Australię Południową:

CLARE VALLEY: Wino, polskość i mnóstwo historii

KANGAROO ISLAND: Ale przywitanie!

We wpisie pojawiają się linki afiliacyjne – jeśli zarezerwujecie którykolwiek z noclegów, klikając w link z naszej strony, dostaniemy od tego niewielki procent. Wy NIE ponosicie żadnych dodatkowych kosztów. 

4 komentarze

Leave a Reply