Skip to main content


© The Gospo’s

AzjaPodróże

HONG KONG: A w Hong Kongu pada deszcz…

By 10 maja, 2020One Comment
HONG KONG: A w Hong Kongu pada deszcz…

Pogoda jest dziś daleka od fantastycznej. Szare chmury z wielką precyzją pokryły wstydliwe niebieskie niebo, a słońce postanowiło zastrajkować. Deszcz sączy się delikatnie z góry, a od czasu do czasu ktoś, jak gdyby nigdy nic wylewa pełne wiadro wody z piętra wyżej. Leje. Niby nie jest zimno, bo jakieś 12 stopni to wciąż przyzwoita temperatura, ale w naszym australijskim drewnianym domku bez ogrzewania 12 stopni na zewnątrz oznacza 12 stopni w środku. Siedzę skulona jak przemarznięty kurczak, ratując się herbatą z miodem i próbując przegonić 5 przeziębienie z rzędu. A to wszystko zaczęło się w Hong Kongu, bo w Hong Kongu padał deszcz…

Zwiedzanie Hong Kongu podczas majówki 2014. Australia – Shenzhen – Hong Kong – Makau – Polska – Turcja – Tajlandia – Singapur.

Po całym dniu spędzonym w Makau wracamy do Hong Kongu. Moja energia plasuje się gdzieś na poziomie minus dwa, w związku z czym w 5 minut po odpłynięciu od brzegu usypiam. Dość twarde ramię moje współtowarzysza wydaje się wyjątkowo wygodne. Prom przewala się delikatnie z fali na falę, a ja zapadam w ten najfajniejszy sen – sen po dniu pełnym cudownych wrażeń i emocji! Niestety nie mogę za długo rozkoszować się tą niezwykłą chwilą, bo po niecałej godzinie dobijamy do brzegu. 

Wysiadamy w porcie na półwyspie Kwaloon, kawał drogi od naszego hostelu, ale chcieliśmy jeszcze zobaczyć hongkongski Manhattan nocą z położonej na przeciwko Aleji Gwiazd. Jest grubo po 22:00. Część luksusowych sklepów wciąż jest otwarta, zaspokajając potrzeby wymagających klientów. Dior, Prada, Hermes, LV, a potem znowu Dior, Prada, Hermes, LV. Salony powtarzają się, co jakiś czas, tak jakby dyrektor generalny totalnie zapomniał, że kilka dni temu otworzył swój sklep za rogiem. Droga z przystani w stronę Aleji Gwiazd to jedno wielkie luksusowe centrum handlowe rozsiane po obu stronach ulicy.

Wij Hong Kong night 1

Wreszcie jesteśmy. Było warto. To jest chyba mój ulubiony widok na Hong Kong. Nie ten za dnia, ten nocą. Nie ten z Victoria Peak, ten z Kawloon na wyspę Hong Kong. Nieposłusznie rozsiane światełka, wielkie kolorowe neony, lustro wody u stóp i przytuleni my. Taki Hong Kong chciałabym zapamiętać.

Wij Hong Kong Night 2

Niestety ostatnie wrażenie psuje pogoda. Jest środa, wieczorem lecimy dalej, do Europy. Dzisiejszy plan na zwiedzanie Hong Kongu był następujący: z samego rana jedziemy na lotnisko, zostawiamy bagaże w przechowywalni i ruszamy na wyspę Lantau, położoną tuż obok lotniska. Wieżdżamy na górę wagonikami i idziemy odwiedzić wielkiego Buddę. Potem jakiś spacer po okolicy i wycieczka do starej wioski rybackiej Tai O. Nasz cudowny plan (zresztą tak to z planami bywa) beszczelnie psuje pogoda! “Szanowni Państwo. Pogoda w Hong Kongu nie będzie dziś najlepsza. Mniejsze opady deszczu na przemian z większymi opadami deszczu, urozmaicone zajebistym wiatrem. Polecamy pozostać pod dachem, chyba że ktoś ma ochotę na sporą dawkę kataru”.

Zwracam się z prośbą do wujka Google: “Wujku, co robić w Hong Kongu jak pada deszcz?“. “Możecie iść na zakupy drogie dzieci! Przecież Hong Kong to kraina centrów handlowych. Z jednego do drugiego możecie przejść nie wychodząc na dwór, unikając tym samym przemoczenia. Możecie iść też coś zjeść, albo wstąpić na kawę (przecież lubicie). Są też muzea i galerie.” Żadna z odpowiedzi nie jest dla nas wystarczająco atrakcyjna. Łażenie po sklepach to to, czego tygryski nie lubią najbardziej. Wolimy zmoknąć. Głodni jeszcze nie jesteśmy, a kawa w Hong Kongu jakoś nas nie powala. Muzea i galerie są opcją, ale… postanawiamy zrealizować nasz pierwotny plan licząc na to, że na Lantau nie pada, albo pada mniej.

Na lotnisko jedziemy pociągiem Airport Express. Kupujemy bilet w dwie strony. Czemu? O no temu, że kosztuje to tyle samo co w jedną, a my będziemy musieli zawrócić, żeby dotrzeć na wyspę. Na lotnisko docieramy szybko i sprawnie, zostawiamy plecaki, wsiadamy do pociągu, wracamy jedną stację i… okazuje się, że jeszcze długa droga przed nami, bo z lotniska na wyspę Lantau najlepiej jechać autobusem. Jest taniej i dużo szybciej. My jadąc pociągiem nadłożyliśmy niepotrzebnie drogi i przepłaciliśmy. Bywa.

Docieramy wreszcie na wyspę Lantau. Ze stacji pociągów mamy jakieś 5 minut spaceru do stacji kolejki linowej, która przetransportuje nas na samą górę, do wielkiego Buddy. Znowu kupujemy bilet powrotny, ustawiamy się w króciutkiej  kolejce i czekamy chwilę na podjazd naszego wagoniku. Po lewej stoi tabliczka “It’s windy today… Bla bla bla”, a my wsiadamy uhahani do naszej szklanej puszki.

Wzbijamy się delikatnie w górę, ziemia powoli się oddala, domki stają się coraz mniejsze i mniejsze, wagonik delikatnie chybocze się na wietrze. Pogrążeni w absolutnej euforii i zachwycie, że nie pada, relaksujemy się na maksa. Nie wiemy co czeka nas za chwilę.

Wij Hong Kong Lantau 1

Ostry zakręt w lewo i się zaczyna.  Kilka minut później wpadamy do garnka z gotującym się mlekiem. Za oknem mgła, nie widać nic na odległość 10 centymetrów. Szyby zaczynają drgać, rzuca nami z lewej na prawą, słychać pogwizdywanie wiatru wdzierające się przez nieszczelne szyby. Przecież my zaraz spadniemy! Spadniemy i do w dodatku nie wiemy gdzie, bo kompletnie nic nie widać! W ciągu kilku sekund łzy napływają mi do oczu, nerwowo zagryzam wargi i wybucham. Beczę, jak dziecko. Ja nie chcę tu być! Nie znoszę kolejek linowych, mój lęk wysokości pogłębia się z wiekiem, a do tego wykazałam się wyjątkową głupotą czytając tabliczkę ostrzegawczą o wietrze, po czym beztrosko wsiadłam do wagonika. Gdzie się podział mój zdrowy rozsądek? Chyba jednak jestem czasem przysłowiową blondynką…

Wij Hong Kong Lantau 4

Przyznaję, bałam się i to nawet bardzo, więc kiedy wreszcie docieramy na szczyt oddycham z ulgą. Uff… Mam ochotę na relaksujący spacer, ale niestety pogoda robi się coraz gorsza. Pada i wieje, więc z naszego planu dnia nici. Biegniemy szybko po stromych, śliskich schodach przywitać się Wielkim Buddą, który skutecznie ukrył się w chmurach.

Wij Honk Kong Lantau 2

Potem zbiegamy na dół. Jesteśmy przemoknięci do suchej nitki. Co nam zostaje? Rozgrzać się nieco chińską herbatą z pięknych, pachnących kwiatów, wsiąść w tę nieszczęsną kolejkę i lecieć dalej. Przed nami trasa Hong Kong – Europa, a przed Wami niespodzianka.

Jakbyście mieli ochotę na więcej Hong Kongu zajrzyjcie tutaj do Pojechanej Oli, po wskazówki i porady.

Jeśli podobała Ci się ta opowieść – zostaw komentarz. Albo przekaż dalej! Będzie nam bardzo miło. Julia i Sam. 

Leave a Reply