Skip to main content


© The Gospo’s

Ciekawe miejscaWakacje w Australii

Ranczo dla podróżników na Terytorium Północnym. Lorella Springs

By 28 maja, 20209 komentarzy
Ranczo dla podróżników na Terytorium Północnym. Lorella Springs

Byłam przekonana, że to koniec tych męczarni. Przez 300 kilometrów szutrowej trasy biegnącej przez Terytorium Północne, wytrzęsło mnie jak nigdy wcześniej.

— Darmowy zabieg na cellulit — zaśmiał się Sam, patrząc na moje trzęsące się jak galareta uda, ale mi nie było do śmiechu.

Droga z Burketown do Borroloola, fragment sławnej Savannah Way, to męczące flaki z olejem. Nudny krajobraz, nawierzchnia, która szkodzi zarówno autu, jak i twojemu zdrowiu psychicznemu, i masa lepkiego, pomarańczowego kurzu.

Na Savannah Way, na Terytorium Północnym

Myślałam, że gorzej być nie może, ale dwa dni później okazało się, że byłam w błędzie. Jechaliśmy do Lorella Springs. Równie. Dziurawą. Ścieżką. Szczęśliwie, na końcu czekała nagroda — zimne piwo — co prawa kiepski XXXX, ale w takim miejscu smakował jak browar roku.

Wjazd na ranczo

Przygody na ranczu Lorella Springs

Lorella Springs Wilderness Park to ogromne gospodarstwo, znajdujące się na Terytorium Północnym. W określeniu ogromne nie ma odrobiny przesady, bo ranczo zajmuje ponad 400 tysięcy hektarów, czyli, dla porównania, niemal połowę województwa opolskiego. Tak, tak, Australia to gigantyczny kraj. Te nietknięte tereny są dostępne dla podróżników, żądnych przygody. 25 kilometrów wybrzeża, rzeki i strumienie, mokradła, ciepłe i zimne źródła, wodospady i dzika zwierzyna (w tym krokodyle różańcowe, więc trzeba mieć się na baczności).

Piękne plaże i całkowity zakaz kąpieli

W recepcji (oprócz piwa) przywitał nas ciekawski emu, który zrobiłby wszystko, aby wykraść nam jedzenie z bagażnika. Były też kury, cielak i paw. Sam dzielnie stanął na straży. Z głośników dudniły najnowsze przeboje, a zmęczeni wędrowcy odpoczywali w pobliskim barze. Dołączyliśmy do nich, zbierając siły na kolejny dzień.

To taka mała oaza na tych pustkowiach, gdzie można zjeść steka, łyknąć czegoś o temperaturze niższej niż „pokojowa”, uzupełnić zapasy jedzenia (jest fasola w puszce, Vegemite i zupki-zalewajki) oraz zapasy paliwa (chociaż kosztuje $3Aud za litr) i wziąć gorący prysznic (co na Outback jest rzadkością).

Małe przyjemności

Słyszeliście kiedykolwiek o „donkey shower”, czyli… „oślim prysznicu”? Najpierw trzeba uzbierać patyki, potem napalić w piecyku, poczekać chwilę i — viola — z kranu leje się ciepła woda. Samoobsługa. Dosłownie.

Rozpalanie w prysznicu

Podróżując po Outbacku, człowiek zaczyna doceniać takie niby drobnostki. Wspomnianą ciepłą wodę, świeże jabłko, które nie kosztuje 7 złotych za sztukę, ubrania, które dopierają się w jednym cyklu, niezatkane kurzem pory i czyste paznokcie, których szorowanie nie jest syzyfową pracą.

Rozkoszowaliśmy się tym prysznicem intensywnie, choć krótko, bo myśl o wszechobecnej suszy, która dotarła także na zazwyczaj mokrą daleką północ, nie pozwoliła na lanie wody przez dłużej niż 5 minut. Chwilę potem usiedliśmy przy ognisku i zapach mydła poszedł w niepamięć. Kto by przejmował się głupotami!

Po przygodę

— Tylko popatrz — powiedziałam z zadartą głową. — Przecież to jest niesamowite! — nie mogłam uwierzyć w ilość gwiazd, bo ciemne jak smoła niebo rozbłyskiwało niczym posypane brokatem.

Niechętnie uciekliśmy od tej namiastki cywilizacji (szczególnie ja) i rano ruszyliśmy w dzikie tereny Lorella Springs Wilderness Park. Aby móc kempingować w okolicy, trzeba być kompletnie samowystarczalnym, bo w tych przestrzeniach wygód brak. Auto z napędem 4×4 jest niezbędne, podobnie jak własna toaleta, zapas wody, jedzenia i cierpliwości.

Zaczęliśmy krótką wspinaczką na punkt widokowy. To stąd jackaroos, czyli australijscy kowboje, obserwowali swoje stada i to tu ukrywali się przed cyklonami. W niewielkiej jaskini znaleźć można resztki siodła, a wyszlifowany kamień idealnie zamyka wejście.

Źródlane kąpiele

Do źródełka Nanny’s Retreat jechaliśmy ponad godzinę, potem, w towarzystwie barwnych motyli, szliśmy jeszcze kilometr wąską ścieżka przez busz. Zimowy upał doskwierał, a przecież sierpień to na północy Australii jeden z chłodniejszych miesięcy. Tym bardziej miło było zanurzyć się w krystalicznej wodzie, szumiącej między ścianami wąwozu.

Skacząc do źródła Nanny’s Retreat

Równie przyjemnie było w skrytym wysoko między skałami naturalnym basenie Helicopter Pool. Domyślałam, że ktoś dostrzegł to niewielkie źródło z okna helikoptera i stąd wzięła się nazwa. Każda oaza miała swój klimat — Helicopter Pool nieco dramatyczny, bo wokół tylko suche skały, w Fern Gully było znaczenie bardziej egzotycznie, a okalającą ścianę porastały zielone paprocie. Niestety wiele miejsc było już niedostępnych. Pora deszczowa w tym roku była dość oszczędna, sucha za to bardzo upalna.

Dwa dni spędziliśmy nad zatoką Gulf of Carpentaria położoną w południowo-wschodniej części morza Arafura, gdzie zwiodły mnie pokłady cierpliwości.

— Jedźmy stąd! — stękałam, zmęczona upałem, natręctwem much, sikaniem w krzakach i brakiem prysznica.

Nie było nawet opcji na ochłodę, bo obowiązuje całkowity zakaz kąpieli. Kangury niepewnie skakały nad brzegiem rzeki, wypatrując drapieżnika.

Wtedy miałam dość powrotu do natury. Dziś marzę o powrocie w te rejony.

Niewiem czy kiedykolwiek jeszcze raz tam dotrzemy. Lorella Springs znajduje się stosunkowo „niedaleko” od granicy z Queensland, jakieś 1000 kilometrów od zachwycającego Parku Narodowego Boodjamulla, niemal 3000 kilometrów z Brisbane. Tak, pojęcie odległości w Australii ma nieco inną definicję. Lorella to miejsce dla tych, którzy lubią odludzia i chcą poznać nieznośną codzienność mieszkańców Terytorium Północnego, zobaczyć, jak wygląda większość australijskiego kontynentu.  

Trasa road tripu przez Outback Queensland i Terytorium Północne

9 komentarzy

  • Kinga Bielejec pisze:

    Ale jaja z tym “donkey shower”! Pierwszy raz słyszę o czymś takim! Czasem warto trochę się pomęczyć, żeby dotrzeć do tak niepopularnych miejsc. I te słowa “stosunkowo niedaleko, tylko 1000 km” haha 😀

    Swoją drogą trzymam kciuki, żeby pożary wreszcie się skończyły. Naprawdę ciężko się to wszystko ogląda, nawet będąc w Polsce, w bezpiecznym mieszkaniu…

  • ailnicka pisze:

    3000 km …. przecież to jak z Polski do Chorwacji i z powrotem! Olbrzymia odległość. A tam to tylko kawałek kraju 🙂 Myślę jednak, że wart przejechania takiej odległości. Bardzo lubię odludzia i naturę, więc pewnie bym się tam odnalazła.

  • Karolina pisze:

    Nie dziwię się Tobie, że miałaś dość, ja po 4 dniach w Uluru miałam dość, a miałam prysznic i ‚normalne warunki’ pod ręką ?

  • Ładnie wygląda ta Australia, gdyby nie pająki i węże to już pewnie zaliczyłbym ten kontynent 😀
    Ale napewno się kiedyś skuszę

  • Im więcej czytamy o Australii, tym bardziej ona nas pociąga. Musimy w końcu coś z tym zrobić. Piękna trasa, aż chce się wszystko rzucić i wyjechać we dwójkę w tamte rejony.

  • sana pisze:

    Przypomniala mi si, tez, przygoda (wtedy mrozaca moja krew) na ranchu LorellaSprings. Rozbilismy swoj namiot ..;. Mialo byc romantycznie; moje poczucie bezpieczenstwa wzroslo kiedy nieopodal zapalilo sie swiatlo lampy. Juz zasypialam kiedy…jak w teatrze japonskim, na plandece namiotu (po zewnetrznej stronie) zaczela unosic sie czyjas ogromna szyja…”waz” spanikowalam. Zaczelam szarpac spiacego juz meza…i co sie okazalo…to byla szyja…strusia…nie chcialabym przezyc tych emocji drugi raz.

  • sana pisze:

    Pokonalismy trase z Brisbane do Darwin samochodem. Moj maz to wspanialy kierowca. Jak juz wspomnialam, nie nudzilam sie. Nareszcie mielismy czas na rozmowy, nucenie przeze mnie ulubionych piosenek, milczenie razem…a ta, czesto, jednostajna trasa wyzwalala we mnie poklady, nie jednostajnych, refleksji 🙂

  • Kasia pisze:

    Cześć Julia.
    Co sądzisz o obecnej sytuacji na temat pożarów i wybrania się na wakacje do Australii? Mieliśmy kupić bilety na luty, ale jak czytam informacje, że sytuacja nie ulega poprawie to nie mam pojęcia co robić. Mieliśmy w planach m.in. trasę samochodem z Sydney do Melbourne lub odwrotnie. Ale smog, czy zamknięte drogi to ostatnie, czego bym chciała na wakacjach. A jeśli już mamy lecieć do Australii to mojego ukochanego Sydney też nie mam zamiaru odpuścić… No i zamiast robić szczegółowe plany to zastanawiam się nad zmianą kierunku.

    • Julia Raczko pisze:

      Cześć Kasiu! Jak pewnie wiesz,Australia płonie regularnie, każdego roku, ale w tym roku pożary przekraczają normy, a to dopiero początek lata. Luty jest zawsze najgorętszym miesiącem w kraju, z zazwyczaj największą ilością pożarów. Nie myślę, że tym razem będzie inaczej. Ale z pogodą nigdy nie wiadomo. Nie ma natomiast sytuacji na tyle kryzysowej, aby odwoływać plany. Jedna zamknięta droga nie oznacza zamkniętych wszystkich, jeden zamknięty park, nie oznacza zamkniętych wszystkich. A smog – dym w powietrzu też bywa normą, jedynie smog w Sydney zaczyna być niebezpieczny, dziś, trudno powiedzieć jak będzie za miesiąc.

Leave a Reply